Sex Education (2019-)

Sex Education (2019-)

17/03/2019 Opinie o serialach 0
sex education pic
sex education
Asa Butterfield, Gillian Anderson, Emma Mackey

Historia jakich wiele. Kilka miłych postaci i motywów zagrzebanych pod gigantycznym bałaganem niedokończonych wątków.

2/5

Liceum. Chłopak poznaje dziewczynę i stara się zwrócić jej uwagę, ale ona jest niedostępna. Historia jakich wiele, a to jest kolejna. Dystrybutor co prawda nawymyślał w opisach fabularnych, że to niby serial o nastolatku prowadzącym seks-terapię dla innych nastolatków, ale to mocne naciągnięcie i jedna z wielu nieistotnych fabularnie rzeczy w tym serialu.

Dlaczego więc opisy mówią, że to serial o seks terapiach? Bo trudno inaczej to podsumować w wyjątkowy sposób. Czuję tutaj tytuł, który został kupiony od autora, by następnie obedrzeć go niemal ze wszystkiego, co było w oryginalnym zamyśle – i chociaż zachowano niewiele, to nowi scenarzyści mieli wyraźny problem, by z tym coś zrobić. Mają bohaterów, ale nic z nimi nie robią (postać matki jest potrzebna tylko w jednym odcinku, ale kręci się bez celu w każdym; najlepszy kolega Otisa służy do wykładania ekspozycji, by potem stać się kulą u nogi innych postaci; podobnie sprawa wygląda z wieloma osobami na drugim planie, którzy głównie są – krzyczą na protagonistów, są obiektami ich zalotów, ale nic z tego nie wynika), mają główny pomysł z seks terapią, ale nie potrafią go połączyć z opowiadaną historią i koniec końców do niczego on nie prowadzi. Mają mnóstwo tematów wartych poruszenia (powiązanych z dorastaniem, seksualnością lub intymnymi relacjami), ale sami nie potrafią się na nich skupić i tylko dorzucają je do reszty produkcji. A tą resztą są schematy i banały, które widać było już w wielu innych produkcjach.

Na tym nie koniec, bo gotowy tytuł wydaje się napisany przez kilka różnych grup scenarzystów. Pierwsze odcinki przedstawiają świat, w którym rozgrywa się akcja tego serialu, a jest on wzięty prosto z wydania wiadomości, gdzie prezenterzy sprzedają pewną wizję opartą na skrajnościach i przedstawieniu ich jako normę. Sytuacja tak wygląda przez pierwsze dwa odcinki. Potem do pisania zapewne trafiła nowa ekipa, która nie wiedziała, co napisano wcześniej. Wiedzieli jedynie, że akcja rozgrywa się w jakiejkolwiek szkole, wiec tak to wygląda – jak zwykła szkoła. Przekleństwa, chodzenie na lekcje i używanie nowoczesnej technologii, nic więcej. Kilka odcinków później i znowu zmiana – tym razem twórcy idą w całkowity schemat. Nie ma znaczenia, kim są bohaterowie i co robili wcześniej – teraz oglądamy film o potańcówce, gdzie dwie postaci lubią się, ale nie mają odwagi sobie tego powiedzieć i idą na bal z obcymi ludźmi. Gdy tylko jednak uda im się coś powiedzieć – och, nie, nieporozumienie! Co będzie teraz?!

Ostatni odcinek to już szczyt chamstwa, w którym żaden wątek nie zostaje doprowadzony do żadnego istotnego punktu. Wszystko zostało bezczelnie użyte w celu zbudowania napięcia i zachęcenia, żeby oglądać sezon drugi. A co tymczasem wynikło z seks-terapii? Nic. Relacji Meave z jej bratem, z Otisem, z Jacksonem albo z jakiejkolwiek znajomości kogokolwiek z kimkolwiek? Nic. Z faktu, że mama Otisa pisze książkę o swoim synu? Nic. Z kłótni Otisa z Erickiem? Nic. Z jego coming-outu? Nic. Z walki Jacksona o osiągnięcia sportowe? Nic. Z traumy z dzieciństwa Otisa? Nic. W kinie były filmy, które nic nie robiły poza budowaniem fundamentu pod sequele i spin-offy, a na małym ekranie mamy właśnie Sex Education.

Jakby tego było mało, jest to tytuł obraźliwy dla autentycznych Otisów – osób, które nie są lubiane, którym ciężko w szkołach, ale którzy wiedzą dużo i udzielają innym rad w związkach, chociaż nigdy sami w nich nie byli. Te osoby są reprezentowane właśnie przez Otisa – postać bez żadnych zainteresowań, wad i zalet, która robi jedynie to, co scenariusz od niej potrzebuje. A skąd on tyle wie o tych sprawach? Nie jest wytłumaczone. Ma co prawda matkę wykonującą adekwatny zawód, ale trudno po niej spodziewać się rad choć w połowie równie dojrzałych do tych, których udziela jej syn. To dlaczego Otis nie wykazuje się podobną dojrzałością i obyciem przez resztę życia? Bo to schemat, niegodny reprezentowania osób, które są takie w prawdziwym życiu. One mają prawdziwe i realne problemy, a swoją wiedzę zdobywali w bólach poprzez nieustanne próbowanie zbliżenia się do innych, bycie ranionym i następnie osamotnione szukanie odpowiedzi na pytania, jak taka sytuacja mogła skończyć się inaczej. Oni nie mają nic wspólnego z Otisem – poza tymi krótkimi scenkami, w których udziela seks-porad. Wtedy nagle staje się elokwentny, pomysłowy, dojrzały i prawdziwy. Wykazuje się empatią i próbuje pomagać, chociaż boi się źle doradzić. Uwielbiałem te sceny!

To w nich poruszane zostały niemal wszystkie najlepsze motywy, ale tak naprawdę przez cały serial gdzieś z tyłu one się pojawiają. Presja społeczna, moda na inicjację seksualną, zaczynanie związku z przyjacielem, seks jako metafora wartości wyznawanych w życiu i postaw, które przyjmujemy… Naprawdę dobrze opowiedziano choćby o sytuacji, kiedy jesteś w związku i nie wiesz, czy to dobrze, kiedy wszystko jest jeszcze żywe, lepiej się poznajecie, zarówno wady, jak i zalety. Czy chcecie być z tą osobą, czy to jednak pomyłka? Sex Education to w sumie jeden z niewielu tytułów, które potrafią w realistyczny sposób pokazać, dlaczego ktoś wraca do osoby, która ją zraniła czy zawiodła. To też historia pierwszej młodzieńczej miłości ukazanej w poważny sposób… Oczywiście wtedy, kiedy cały ten wątek na moment przestaje być jedynie narzędziem w rękach autorów umiejących operować wyłącznie schematami.

Podobała mi się scena masturbacji w nieskończonym korytarzu. Polubiłem niektóre postaci – jak choćby ojca Erica, który nie aprobował jego orientacji, bo nie chciał, żeby ludzie się śmiali z jego syna. Kiedy jednak Erica udowodnił (to zbyt mocne słowo, raczej scenariusz kazał postaciom sobie coś powiedzieć), że jest w stanie się obronić, to wtedy ojciec już nie miał z niczym problemu i był dumny z syna i jego siły. Polubiłem Maeve za jej szczerość i zamiłowanie do wszystkich środkowych palców, jakie ma do dyspozycji. Polubiłem też Lily, czyli taką bardziej realistyczną i sympatyczną Lunę Lovegood, która wciąż jest Luną. Nie jest więc tak, że nie chciałem albo nie miałem okazji polubić tego serialu. Problem w tym, że na każdy odcinek przypada zazwyczaj jedna dobra scena. Na osiem odcinków przypada jeden przyzwoity niemal od początku do końca (trzeci, w którym Otis dokonuje heroicznego siedzenie na tyłku, za co spodziewa się nie wiadomo czego). Sex Education ma pewne dobre strony, ale też rządzi się absurdalnymi regułami. Seks na trawniku przed szkołą? Żaden problem. Pokazanie penisa w stołówce? Oburzenie dyrektora, a uczniowie zrobili więcej zdjęć, niż Imgur pomieści. Wszyscy w okolicy wiedzą, jak powiedzieć „Maeve”, a moje nazwisko w szkole doczekało się większej ilości przeróbek, niż „Cry me a River” (w tym z ust nauczycieli). To, że jedna strona jest w zaawansowanej relacji (z codziennym seksem), nie jest problemem, żeby taką relację skończyć i zacząć następną, ale jeśli druga strona tej przyszłej relacji kogoś pocałuje – to już jest problem. Albo powód wielkiej kłótni między Otisem i Erickiem – absurdalny i wysilony, a ciągnie się przez kilka odcinków.

Ogólnie tej serial to bałagan, przy którym pracowała zapewne tylko jedna kompetentna osoba, ale szybko się jej pozbyto. Nie polecam nikomu, a miłośnicy produkcji dla nastolatków mają mnóstwo innych pozycji wartych ich czasu. Perks of Being a Wallflower albo pierwszy sezon Skins.