Rzym („Rome”, 2005-07)

Rzym („Rome”, 2005-07)

17/06/2020 Opinie o serialach 0
Aberforth Dumbledore

Kino kumpelskie z Cezarem w tle. Przyjemna intryga oraz wszystkie wady i zalety bycia produkcją HBO.

3/5

Sezon I (2005)

Pamiętam, jak lata temu zachwycano się, że ten serial pokazuje Rzym takim, jakim był. Skończono z czystymi pomnikami, zaczęto zamiast tego pokazywać smród i bród – to w końcu starożytność. Szkoda tylko, że słysząc takie rzeczy, można jeszcze zacząć wymagać czegoś od tego serialu – jak choćby realizmu. A tymczasem w pierwszej scenie żołnierz dostaje baty od przełożonego – dosłownie dostaje razy na plecy! – po czym odchodzi z bezczelnym „Tylko tyle? A już zaczęło mnie się podobać”. Z drugiej strony to właśnie pokazuje, z jaką produkcją mamy do czynienia.

A mamy przed sobą nadal tytuł traktujący historię z przymrużeniem oka, ale udajemy, że wcale nie. Kostiumy i scenografia udają, że oglądamy poważną produkcję. Ramy historyczne fabuły udają. Język, jakim bohaterowie mówią – on również udaje. A tymczasem oglądamy jednak kino przygodowe, w którym dwóch fikcyjnych bohaterów zrządzeniem losu bierze udział w ważnych wydarzeniach historycznych. I tak historia nie musi być wcale taka prawdziwa. Dość powiedzieć, że z jednej postaci historycznej zrobiono lesbijkę, która uwiodła własnego brata i zaciągnęła go do łóżka, byle tylko wyciągnąć z niego polityczną informację, na co nie ma żadnych dowodów. Widz już sam decyduje, jak dalece wpływa to na jego przyjemność z oglądania.

Poza luźnym i wątłym podejściem do historii, mamy tutaj solidną intrygę, trochę komedii z arystokracji, udane kino kumpelskie – i to wszystko w stylu HBO. Jeden z bohaterów podchodzi do życia lekko: alkohol, prostytutki, a zabijanie wrogów to głównie frajda. Spotka jednak niewolnicę, w której się zakocha – i wtedy postanowi być innym człowiekiem. Drugi z kolei ma żonę czekającą na niego w domu, gdy tylko wróci z wojska. Los popchnie go w politykę i bycie reprezentantem ludu. Obaj bohaterowie zawsze będą mogli liczyć na swoją pomoc i wsparcie. Wzbudzili moją sympatię i ciekawość, jak ich losy się potoczą, oraz to, jak wojenki między politykami odbijają się na ich życiu. Akurat na tyle, żeby wytrzymać do końca pierwszego sezonu.

Niestety z serialami HBO jest tak, że można liczyć na budżet czy nagość, to z drugiej strony są one realizowane często w sposób świadczący o tym, że twórcy raczej nie wiedzieli, co robią. Mamy tę nagość, ale wydaje się ona celem samym w sobie. Mamy przemoc, ale i ona wydaje się ona taka sztuczna, na pokaz, że oni są w stanie to pokazać – nawet jeśli nie ma ku temu potrzeby fabularnej lub innej. Montaż to dzieło całkowicie losowe, operujące niemal wyłącznie bliskimi planami, niewiele widać, a łączenie różnych wątków to już kompletna losowość. Mamy ważne sceny, które urywają się w połowie, a wracamy do nich 20 minut później, kiedy nie możemy już się nimi przejąć. Mamy walki, w których w ogóle nie widać choreografii, a dramatyczna szarża jest pomijana na rzecz pokazanie, jak gdzieś tam, dalej coś innego się dzieje, a dopiero potem widzimy rezultat tej szarży, która w takim wydaniu przestaje działać. Jakby przestała się dziać tu i teraz, jakby była odtworzona.

Zachowanie postaci też potrafi pozostawić wiele do życzenia. Jedna pani będzie nienawidzić osoby, która zabiła jej męża, ale na koniec sezonu będzie go trzymać za rękę. W sumie czemu nie? Rzym jako całość jednak zapamiętam w pozytywny sposób. Nie zachęca do poznania historii Cezara i Brutusa, ale dostarcza solidną opowieść. Twórcy i widzowie raczej wiedzą, że wymagane jest przymrużenie oka podczas seansu, a dzięki temu dostajemy parę godzin wciągającego tytułu – który wyraźnie był podstawą pod Grę o tron, która wyszła tylko kilka lat później. To tytuły bardzo do siebie zbliżone, ale dla Rzymu w ten dobry sposób.