Przygody Kubusia Puchatka („Many Adventures of Winnie the Pooh”, 1977)

Przygody Kubusia Puchatka („Many Adventures of Winnie the Pooh”, 1977)

11/09/2018 Opinie o filmach 0
puchatek
A.A. Milne

Manifest beztroski, dziecięca wyobraźnia i kreska, w której można się zauroczyć.

 

 

Mały Krzyś ma przyjaciół, których odwiedza w magicznej krainie. Mają oni przygody, a on razem z nimi.

Postać Kubusia jest mi oczywiście znana, chociaż nie jestem pewny, czy przeczytałem pierwowzór literacki. Zbierałem za to czasopismo z Puchatkiem, ściany obklejałem plakatami z niego, sam film z 1977 roku też już widziałem ponad dekadę temu. Nie mam jednak sentymentu do tego świata, nie wracam do niego myślami. Spodziewałem się po prostu miłego filmu przy powtórce.

Teraz muszę przyznać, że jestem w kropce. Zagadką dla mnie pozostaje ten tytuł, jego bohater oraz to, jak może się on komuś podobać. Najlepsze, co udało mi się ustalić, że Przygody… manifestują beztroskę. Jest to zbiór scenek przechodzących od jednej w drugą w umowny sposób, przy okazji przypominając logikę typowo dziecięcą. Puchatek chce się dostać do ula, więc szuka balona, aby tam podlecieć. Twórcy mają więcej takich pomysłów – w końcu cały film to ożywiona książka, której strony się przekładają! Woda pada na litery, kiedy leje deszcz, a mi zdaje się, jakby przeskakiwał tylko po najlepszych momentach z lektury, którą odbyłem już nieraz. Takie momenty są piękne i odświeżające, a film poza tym oferuje jeszcze momenty zrywu do pomocy przyjacielowi, piosenki, barwy i kreskę, w której można się zauroczyć.

Prawda jest jednak taka, że podczas oglądania widziałem głównie głównego bohatera, który demoluje ludziom mieszkania, jest samolubem i jeszcze zachowuje się, jakby wszystko mu się należało. Od początku kibicowałem pszczołom, żeby go pogoniły. Zgaduję, że zapewne wpisuje się to w całą narrację beztroski i komfortu odwalania takich numerów, bo w końcu Jestem tylko misiem o małym rozumku, ale nic w tym mnie nie chwyciło. Tak, jest w tym wszystkim urocza atmosfera, którą buduje wszechobecna natura i niektórzy bohaterowie drugoplanowi, ale tak szczerze – to nie znalazłem w tym tytule nic więcej dla siebie.