Produkcje świąteczne

Poniższa lista nie jest rankingiem. Pierwsze trzy pozycje to moje ulubione produkcje świąteczne, ale pozostałe tytuły są raczej pogrupowane w dosyć przypadkowej kolejności. Dla przykładu, pod czterema gwiazdkami starałem się zebrać tytuły, które w większości są naprawdę dobre, ale dotykają świąt w niewielkim stopniu. Dlatego w takiej publikacji musiały być trochę niżej.

Lista będzie aktualizowana.

– Todd, special holiday episodes are always stupid. Cynical cash grabs by greedy corporations looking to squeeze a few extra Nielsen points out of sentimental claptrap for mush-breained idiots who’d rather spend their Christmas watching a fake family on TV then actually trying to have a conversation with their own dumb families.
– I like when people on TV hug each other.
BoJack Horseman Christmas Special

There’s nothing better than being in jail at Christmas. Guards let you party for twelve days straight. Got no fucking work chores or book readings or Christmas trees or giving gifts or fucking lights. Fuck all that bullshit. Let’s get fucked up.
The Trailer Park Boys Christmas Special

 

★★★★★

#1 "Abed's Uncontrollable Christmas" - Community

community poster

Ten serial miał cztery świąteczne odcinki i trzy z nich były całkiem miłe – pierwszy miał bitwę na sztuczny śnieg oraz przebieranie jednego bohatera za choinkę, trzeci kilka niezłych piosenek a czwarty piękny mastershot i Malcolma MacDowela przywiązanego do fotela. Warto na każdy z nich rzucić okiem.

Drugi jednak to mistrzostwo świata! W nim jeden z bohaterów wyrusza w podróż, aby poznać znaczenie świąt – i tego dokonuje. Ten krótki odcinek zawiera wszystko: szacunek do tradycji, nawiązania, magię, realizm, humor… Najważniejsze jednak, że to współczesna produkcja z wdziękiem klasyki. Twórcy nie wciskali kitu, nie próbowali widza nabrać, zamiast tego punktem wyjścia jest tu szczere przyznanie: mamy zbyt wielkie oczekiwania względem tego, co wydarzy się 24 grudnia. Potem tylko następuje szczery zawód. Nie ma tu udawania, a poszukiwania sensu w tym wszystkim są jak najbardziej prawdziwe. W pewnym momencie święta jawią się naprawdę jako coś negatywnego, co trzeba odpuścić. Z każdym seansem można tu odkryć jakiś smaczek, coś nowego. To bardzo zróżnicowany i bogaty epizod. Dziecięca wiara w wyjątkowość świąt ściera się z wchodzeniem w dorosłość i tym, że to po prostu kolejny dzień w roku. Pojedynek jest zażarty i uczciwy, a wynik… Piękny. Moja ulubiona produkcja świąteczna w historii.

#2 "The Night Before Christmas" (1941)

The Night Before Christmas

Od dziecka uwielbiam domy występujące w krótkich metrażach z Tomem i Jerrym, a że akcja jednego z nich ma miejsce w trakcie Wigilii, to nie mogę napisać inaczej: uwielbiam ten tytuł. Święta chyba nigdy nie były tak wizualnie zachwycające, co w tej produkcji. Ogień w kominku nigdy nie był tak ciepły, śnieg na zewnątrz tak mroźny, prezenty nigdy nie prezentowały się równie apetycznie a zabawa wokół choinki nigdy nie była równie zabawna. Magia świąt z pewnością tutaj działa i zmienia ludzi oraz świat wokół.

#3 "A Garfield Christmas" (1987)

Krótki metraż trwający 22 minuty, który mnie zaskoczył. Raz: tutejszy futrzak naprawdę przypomina tego, którego znam z kart komiksów. Dwa: filmik ten dostarcza sporej dawki rozrzewnienia i zadumy. W jakiś sposób te dwa elementy w ogóle się nie gryzą – i to największa zaleta tej produkcji.

Zawsze mi przeszkadzało niezrozumienie materiału źródłowego, jakim były komiksy Jima Davisa. Garfield nie jest głównym bohaterem w tradycyjny sposób, bo on rzadko robi cokolwiek. Najczęściej jest elementem tła, który powie trzy słowa w reakcji na coś, co robili inni. Dlatego nie działają seriale oraz filmy z nim w rolach tytułowych, podczas gdy w tej produkcji świątecznej uwaga skupia się na Jonie i jego rodzinie. To oni jedzą, grają na pianinie, wyczekują poranka – w skrócie, to oni spędzają święta. Garfield jest gdzieś z tyłu, gadając do samego siebie, jęcząc w swój sposób na wszystko. A ludzie nie zważają na niego i po prostu spędzają ze sobą czas. Nic więcej. Jest miło, zabawnie i ciepło.

W tym wszystkim jest tylko jeden wątek, który jest kwintesencją patrzenia na śnieg za oknem, albo siedzenia przy choince i wdychania jej zapachu. W związku z tymi scenami Garfield da pewnej osobie prezent. Słowa nie zdradzę więcej, ale z pewnością się wzruszycie. Piękny moment. Niczego więcej nie mógłbym sobie życzyć po takiej produkcji.

https://www.gocomics.com/garfield/1979/12/25

Rodzice chrzestni z Tokio ("Tokyo Godfathers", 2003)

Troje bezdomnych znajduje na śmietniku niemowlę i po pewnym czasie decydują się odnaleźć jego matkę. Żeby ją opierdolić, wysłuchać jej wytłumaczenia, czemu to zrobiła, a potem – ewentualnie – zwrócić jej dziecko. To ogromna zaleta tej produkcji – nikt tutaj nie ma wyższości moralnej, nikt nie jest na świeczniku, aby patrzeć z góry na pozostałych. I są tego świadomi. Bohaterowie sami mówią o sobie, że są menelami. Ich historia jest taka, że wylądowanie na ulicy jest logicznym i sprawiedliwym ciągiem wydarzeń. Śmierdzą, piją, awanturują się – a w przeszłości zranili ukochanych, niszczyli komuś życie. Jest w nich jednak pewien pierwiastek honoru, który nie pozwala im na pomiatanie sobą i pozwalanie, aby obcy kopali ich na ulicy dla zabawy. Ten pierwiastek sprawia, że pomogą dziecku. Ten pierwiastek sprawia, że czujemy do nich empatię. Ten pierwiastek sprawia, że ta pozornie depresyjna historia o bezdomnych odnajdujących dziecko nie jest depresyjna. Jest melancholijna, rozrywkowa, momentami nawet zabawna, mroczna, smutna, tragiczna…

Ilość przypadków i zbiegów okoliczności urywa głowę. Twórcy poświęcili to w imię ciekawej opowieści, ale nie tylko. Każdy pochowa duchy swojego cierpienia… Chyba że to będzie niemożliwe, to przynajmniej stawi im czoła. Te zbiegi okoliczności nie są tylko atrakcyjną formą, ale celową konstrukcją mającą powiedzieć coś więcej. Każdego może jeszcze spotkać w życiu coś dobrego. Nawet jeśli na to nie zasłużył i pozornie zmarnował każdą okazję – kolejne święta są kolejną okazją…
https://garretreza.pl/satoshi-kon/

Święty Mikołaj to śmieć (1982)

Toć to Oscar z 1967 roku rozgrywający się w Wigilię! Bartosz Żurawiecki narzekał kilka lat temu na łamach „Filmu”, że nie ma czegoś takiego jako film anty-świąteczny. A jednak jest, tylko że znany najwidoczniej wyłącznie we Francji. Czego tu nie ma: Mikołaj pijak, uciekający przed policją, kradnący i żyjący na wysypisku śmieci. Żona nie chce z nim już żyć, więc zaczyna ją gonić. W innym miejscu dwoje ludzi prowadzi infolinię dla samotnych podczas Świąt. Nad nimi mieszka obcokrajowiec, który w kulminacyjnym momencie wejdzie na scenę z akordeonem. Na klatce winda działa, jak jej się podoba, co w połączeniu z nawiedzonym babskiem lubiącym dużo krzyczeć da popalić wszystkim mieszkańcom… Brakuje tylko transwestyty, nie uważacie? Gdy to wszystko połączy się w jedno, niezostanie kamień na kamieniu. Śmiałem się ze wszystkiego – z postaci, ze slapsticku, z przeklinania, z czarnego humoru, z krzyczenia na siebie, z absurdu, z robienia sobie krzywdy nawzajem… Pomysły sypią się aż do końca, aż do ostatniej linijki, co chwila byłem zaskakiwany i miałem mnóstwo powodów, by się śmiać.

Prezent pod choinkę ("A Christmas Story", 1983)

Piękny, świąteczny film, w którym każda scena jest przygodą. Dziecięcą, skromną, a my wczuwamy się w doświadczenia bohatera i razem z nim nerwowo kombinujemy, jak podpowiedzieć rodzicom, jaki prezent chcemy dostać, albo czujemy ekscytację, bo oto pierwszy raz pomagamy swojemu ojcu przy samochodzie. Ta produkcja z jednej strony oferuje tęsknotę do dawnych czasów, ale z drugiej pokazuje je bez oszukiwania w żadną ze stron. Dzieci kombinują, ale nie są złe. Rodzice szaleją, ale ich kochamy. Dorastamy i wyobrażamy sobie różne niestworzone rzeczy, ale wracamy potem do rzeczywistości. To skromny, zwyczajny film, w którym każda mała chwila jest wiarygodna, można się z nią utożsamić i dostrzec w niej coś pięknego i wyjątkowego. Jak rodzice ubierający nas w zbyt grube kurtki, czy daleka rodzina dająca nam w prezencie ohydne ubrania, których nigdy nie chcieliśmy zakładać, a rodzice stawali wtedy po naszej stronie. Plus piękna scena na samym końcu, która pokazuje prawdziwe znaczenie świąt: bezpieczne siedzenie w ciepłym domu, z ukochaną osobą przy boku, wśród kolorowych dekoracji rozświetlających mrok, gdy za oknem pada gęsty śnieg… Nic, tylko być szczęśliwym. Pracowaliśmy na to cały rok. Do zobaczenia za rok.

W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju ("Christmas Vacation", 1989)

christmas vacation
Święta to idealny moment, aby opowiedzieć o ludziach, którzy się starają, ale nic im nie wychodzi. Im więcej dają od siebie, tym większego kopa w dupę od losu dostają. Clark chce idealnych świąt: żeby dekoracje były bez zarzutu, żeby wszyscy byli szczęśliwi, żeby szef dał bonus (na który tak ciężko pracował przez cały rok). Nic jednak z tego nie wychodzi, rodzina jest zrzędliwa i gdy wydaje się, że gorzej być nie może, to życie nadal zaskakuje. Ten film to idealny list miłosny do ludzi, którzy dają z siebie wiele, ponoszą porażkę i dochodzą do wniosku, że byłoby lepiej, jakby przespali święta.
 
I przy tym to doskonała komedia, pełna niespodzianek i humoru. Od dosłownie pierwszej sceny widać, że jest to tytuł, którego dzisiaj już by się nie udało zrobić. Zwykła scena otwierająca, a twórcy wkładają w nią tyle pracy, jakby to miał być następny Mad Max. Polecam też zwrócić uwagę na to, jak szybko każdy żart się kończy. To sztuka dziś zapomniana. Ellen otwiera klapę od strychu, Clark spada na dół i koniec sceny. Widzimy tylko, jak ten drugi opuszcza strych, ale nie widzimy samego upadku. Nie widzimy, jak się podnoszą, przepraszają i rozchodzą w niezręcznej ciszy. Upadek i kończymy, następny gag. Dzisiaj Christmas Vacation trwałoby pewnie z 3 i pół godziny…

Cud na 34 ulicy ("Miracle on 34th Street", 1947)

Miracle on 34th Street
Ten film opowiada o wspaniałości wyobraźni. Młoda Natalie Wood wychowywana jest przez matkę, która ceni sobie mówienie prawdy, a tym samym dziewczynce obcy jest świat kłamstw, ale też wymyślania różnych rzeczy, a tym samym: wiary w Mikołaja. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy w supermarkecie zaczyna pracować człowiek podający się za Świętego Mikołaja. To dziwny film, którego głupotki fabularne są śmieszne, ale też nie mogę się powstrzymać przed zastanowieniem, czy to było celowe, czy też świadczy o nieudolnym prowadzeniu fabuły… Niemniej, to co ma działać – działa. Mikołaj jest pełen radości i najwyższą zapłatą dla niego jest uwierzyć w niego oraz jego w jego czyste serce, które chce jedynie dobra dzieci. Nie trzeba nawet wierzyć, że to faktycznie Mikołaj, ponieważ wszystko rozgrywa się tak, jakby to był człowiek chcący dobra na świecie. Nie wykorzystuje przy tym magii lub zakrzywiania czasu, po prostu jest aktywny i pełen dobroci. Dzięki niemu ludzie w każdym wieku zaczynają wierzyć, że świat wokół może być lepszym miejscem, że jest tu pole do bycia szczęśliwym, że marzenia się spełniają, że warto marzyć. Warto o tym pamiętać przez cały rok, ale szczególnie w Święta.
 
PS. Jest jeszcze remake z 1994 roku, który zamiast na wyobraźni bardziej koncentruje się na pogromie biznesmenów. Oryginał nie pochwala konsumpcjonizmu, ale jest na tyle przytomny, aby dostrzec, że nie każdy przedsiębiorca chce zarabiać kosztem konkurencji, a chęć zarobku nie musi oznaczać wciskania klientowi towaru na siłę, nawet jeśli tego nie potrzebuje, bo najważniejsze jest zarobić. Remake nie jest na tyle przytomny – ten ciebie obrazi, jeśli tylko kiedykolwiek chciałeś otrzymać zapłatę za swoją pracę. Powinieneś pracować za darmo, bo najważniejszy jest uśmiech bąbelka. 1/10 ode mnie.

"Christmas Cheers" - Cheers

cheers zdrowko

Ten legendarny sitcom, którego akcja rozgrywa się w tytułowym barze ma tylko jeden odcinek świąteczny: Christmas Cheers (6×12). W trakcie Wigilii Rebbecca zmusza wszystkich do pracy. Na dodatek zapowiada się na to, że przyszykowała dla każdego prezenty, więc Sam musi również mieć coś dla niej.

Tak po prawdzie odcinek robi to, co jest wadą w przypadku innych produkcji, czyli nie adresuje świąt, a tylko umieszcza swoich bohaterów wokół świątecznych elementów. Za oknem prószy śnieg, bohaterowie wręczają sobie prezenty, o północy do baru wchodzi 20 Mikołajów i razem piją piwo, w telewizji leci To wspaniałe życie. Frasier gra na pianinie Deck The Halls… Nie ma w tym odcinku nic więcej, ale gdzieś w tym wszystkim uchwycono prawdę o współczesnych świętach wśród dorosłych ludzi. Chyba nawet nie mieli takich ambicji, ale po seansie nie tylko nabrałem ochoty na mandarynki, ale też zobaczyłem coś autentycznego i pięknego zarazem. Nikt tutaj nie oszukuje i nie próbuje przedstawić świąt jako coś więcej niż one są w rzeczywistości. To zwykły dzień, ale też zarazem wyjątkowy. Jest to tu uszanowane, ale nie jest rozdmuchane. Dzień jak co dzień, ale mamy wtedy przynajmniej jeden powód więcej, żeby się uśmiechnąć. Szczególnie, jeśli spędzamy go w barze, który stał się drugim domem dla tak wielu ludzi.

"Boże Narodzenie" (Joyeux Noël, 2005)

Joyeux Noel boze narodzenieJoyeux Noel boze narodzenie

Podczas I wojny światowej doszło do zawieszenia broni na ziemi niczyjej, pomiędzy oddziałami wojsk Francuskich, Niemieckich i Szkockich. Był to rok 1914, w nocy z 24 na 25 grudnia. Wszyscy wyszli z okopów, w większości bez wrogich zamiarów. Zaczęli się poznawać, śpiewali razem, spędzili razem czas, a nawet uczestniczyli w mszy odprawionej po łacinie.

Ten film to wyłącznie obietnica fabularna tego, co wydarzy się w środkowej części seansu. I zapewniam: nie zepsuli tego. Nie ma tu wielu słów, czuć napięcie i niepewność żołnierzy. Wiadomo co myślą – to zasadzka! – i jest to zrozumiałe. A mimo to do spotkania dochodzi, a wszystko niemal wyłącznie dzięki muzyce.

"Kevin sam w domu" (Home Alone, 1990)

kevin home alone
Byłem tam, 3000 lat temu, kiedy Polsat dopiero zaczynał budować tradycję Świąt z Kevinem. Wracałem do tej produkcji co roku, do powtórek też, raz nawet wypożyczyłem na kasecie w wakacje (no dobra, moja mama to zrobiła, ale ja poprosiłem!). Uwielbiałem Home Alone gdy byłem mały, uwielbiam i dziś. Wtedy za zainspirowanie mnie do samodzielnego robienia toalety po goleniu oraz robienia prania czy montowania dziwnych rzeczy na schodach. Dzisiaj lubię równie mocno pierwsze 2/3 filmu, kiedy to już nie boję się dziwnego pana ciągnącego po ulicy pojemnik z mumią. Ten tytuł ma wszystko: jeżdżenie po sankach we własnym domu, oglądanie filmów dla dorosłych pod nieobecność rodziców oraz wyzwanie, któremu udało się podołać. I jakby tego było mało, całość umieszczono w okresie świątecznym. Udekorowano pod sufit w śliczny sposób i przypomniano, że w święta nikt nie powinien być sam. Nie dlatego, że coś złego może się wydarzyć – ale dlatego, że razem jest mimo wszystko lepiej.
 
Drugą część też lubię. Po 30 seansach zacząłem przyznawać, że to niekoniecznie jest to samo, co pierwsza część. I świąt jakby mniej, ale przyjemność z seansu nadal spora. Trzecia część już odradzam, również na polu świątecznym; to kiepska komedia, którą za dzieciaka lubiłem za przesadzone pułapki i spektakularne robienie krzywdy terrorystom.

PS. Jak ktoś oglądał za dużo razy i chce odtrutki – niech włączy Better Watch Out. Mało świąteczny to tytuł (większość nakręcono w Australii), ale jest pełen śniegu, dekoracji i ma zaskakujący scenariusz. Tonacja filmu klasyfikuje ten tytuł raczej do mrocznych niż takich, które ogląda się całą rodziną, ale naprawdę warto – choćby dla finału i sceny z puszką.

"Christmas and the Hard-Luck Kid II" & "Not a Christmas Story" - Mary Tyler Moore Show

Mary Tyler Moore

Ten sitcom ma dwa odcinki świąteczne. Oba są udane, ale podchodzą one do tematu w odmienny sposób. Pierwsze nosi nazwę Christmas and the Hard-Luck Kid II (1×14). Serial ten doskonale umiał opowiadać o życiu osoby niezamężnej, co szczególnie udało się właśnie w odcinku świątecznym. Tytułowa bohaterka pracuje w święta, nie ma do kogo wrócić do domu i jeszcze inni korzystają na tym, zamieniając się z nią na dyżury w pracy, bo co jej to za różnicę zrobi? Skoro i tak nie obchodzi świąt, to równie dobrze może pracować. Jeden z niewielu tytułów, które opowiadają o tym, jak to jest spędzać święta w pojedynkę.

Drugi świąteczny odcinek nazywa się Not a Christmas Story (5×09) i faktycznie, nie jest świąteczny. Rozgrywa się w listopadzie i przedstawia pracowników stacji telewizyjnej, którzy zaczynają się kłócić o jakąś drobnostkę. Konflikt eskaluje aż do finału, w którym bohaterowie znajdują się przy stole wigilijnym i jedna osoba zaczyna śpiewać Cichą noc. Wszyscy milkną i decydują się przestać kłócić. Cisza kontrastująca w tym odcinku z odgłosami kłótni jest absolutnie cudowna. Jestem fanem kolęd i pieśni świątecznych, bo potrafią każdemu wnętrzu nadać znamiona kościoła, świętego miejsca, co w tym odcinku właśnie się udało. Święta po prostu nie muszą mieć miejsca w grudniu, żeby jednoczyć ludzi i wprowadzać pozytywną energię do ich życia. To wszystko.

"Classy Christmas" - The Office

biuro plakat

Świąteczne odcinki The Office są chyba tymi najlepszymi spośród współczesnych. Nie ma tam klasycznego posmaku i nie chodzi wcale o święta w nich. Owszem, to specjalny dzień w roku dla wszystkich, ale centrum wydarzeń jest przede wszystkim impreza w miejscu pracy. Tańczą, śpiewają i kłócą się jak co dzień. To serial o ludziach, którzy wkurzają siebie nawzajem, ale kiedy jest lepszy moment na znalezienie tego, co nas łączy miast dzielić, jak nie w trakcie świąt?

Każdy odcinek ma jakieś własne atrakcje – czy jest to problematyczne wręczanie prezentów dla współpracowników (Christmas Party, 2×11), albo radzenie sobie z rozstaniem (A Benihana Christmas, 3×10). Na Święta z The Office zawsze można było liczyć, jednak osobiście polecam przede wszystkim Classy Christmas (7×11). Nie ze względu na komedię czy przekąsy między postaciami, ale z uwagi na… pojedynek na śnieżki. Wierzcie lub nie, ale chyba żaden tytuł na tej liście nie ma pojedynku na śnieżki czy zabawy ze śniegiem w innej postaci. Nie jest to normalne, ale przynajmniej mamy The Office, żeby trzymało nas na powierzchni racjonalności.

"Seoul Mates" - Przystanek Alaska (Northern Exposure)

przystanek alaska

Jak każdy inny dzień w Cicely, Gwiazdka też jest obchodzona inaczej, a to sprzyja różnorodnym wątkom. Od Shelly, która tęskni do tradycyjnych świąt, po Joela, który jako Żyd ma dylemat nad tym, czy może spędzać to pogańskie święto po chrześcijańsku – i oczywiście gada o tym najczęściej z choinką. A pomiędzy masa innych atrakcji, jedna postać nawet dowie się, że ma dorosłego syna. Przybędzie on poznać w końcu swojego ojca… Dobra, nie będę więcej zdradzać. Napiszę za to, że Ruth (staruszka prowadząca sklep) jako jedyna wśród produkcji wymienionych na tej stronie będzie kwestionować zwyczaj ścinania choinek i suszenia ich w salonach. Nie jako kazanie – to po prostu wrażliwa osoba, która czuje ból drzewek i dzieli się swoją obserwacją z innymi, bez żadnych oczekiwań wobec nich. Ładnie!

Gościnność, z której słynie cały Przystanek Alaska, tutaj również zostawiła wyraźny posmak. Fani serialu co najwyżej mogą być tylko zaskoczeni, że ich ukochany tytuł ma świąteczny odcinek – a reszta niech czuje się mile widziana w tych okolicach. Wspólne kolędowanie na ulicach, dziwaczne dekoracje z motywem czarnego ptaszyska i miejsce dla absolutnie każdego. Wyjątkowy czas w roku spędzony w równie wyjątkowym miejscu na pewno nie będzie złym wyborem.

"Merry Christmas, Mr. Bean" - Jaś Fasola

bean jas fasola

Humor niemal wyłącznie niemy oraz nierozgarnięty bohater, który nigdy chyba się już nie nauczy. Jego losy tak naprawdę są smutne i żałosne, ale przez to, że Fasola jest niemiły dla innych i nie ma oporów, by wykorzystywać innych, jego historia jest komedią – na tym polega brytyjskie poczucie humoru najwyraźniej. Jaś Fasola zawsze bierze udział w tym, żeby ściągnąć na siebie zły los, ignoruje też każdą szansę na zmianę. Pewnie nawet gdybyśmy chcieli mu pomóc, to by nam spuścił worek cementu na głowę, więc pozostaje tylko stać z boku i się śmiać.

Święta z nim są idealne. Każdy kolejny żart idealnie pasuje do tej postaci – kartki świąteczne dostaje tylko od siebie, kolędnikom zamyka drzwi przed nosem, zabawa przy stajence kończy się interwencją policji… Lista atrakcji wydaje się nie mieć końca. Ten odcinek bawi dzisiaj tak samo, jak lata temu.

Chyba chodzi w nim o to, żebyśmy docenili to, co mamy. Nawet jeśli jest to jedna osoba po drugiej stronie stołu, skromny posiłek i mały prezent – to wciąż więcej niż miał Fasola. Jak o tym piszę, to bardziej mnie to smuci, ale wierzcie mi: seans jest komedią.

Zły Mikołaj („Bad Santa”, 2003)

bad santa poster

Willie nie lubi dzieci i pracuje tylko raz w roku – kiedy przebrany za Świętego Mikołaja spotyka się w centrach handlowych z najmłodszymi. Ustawiają się w kolejkach, siadają mu na kolanach i mówią, co chcą dostać pod choinkę. Wilie robi to jednak po to, by poznać teren, a po kilku dniach wraz z kumplem Marcusem (czarnoskórym karłem) rabują, co się da i znikają.

Fabuła tej historii jest tragiczna. W każdym aspekcie. Smutne dzieciństwo, smutna dorosłość, nawet próby samobójcze tu mają miejsce. Fatum ciąży nad bohaterem, który wydaje się produktem i efektem zamiast bohaterem, który miałby jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem. W Bad Santa nie uczy się o magii świąt, jak kochać ludzi lub wierzyć w siebie. Takie rzeczy są już pewnie poza jego zasięgiem. Sukcesem będzie, jeśli na koniec dnia nie wsadzi sobie noża w gardło.

"The Trailer Park Boys Christmas Special" (2004)

trailer park boys barakow chlopaki

There’s nothing better than being in jail at Christmas. Guards let you party for twelve days straight. Got no fucking work chores or book readings or Christmas trees or giving gifts or fucking lights. Fuck all that bullshit. Let’s get fucked up.

Ricky po wygłoszeniu powyższych słów zostaje odwiedzony przez Bublesa, który uradowany ogłasza, że wyciąga kolegę z więzienia. Ricky nie może uwierzyć i wychodzi, wkurzony na kumpli, żeby spędzić święta jako wolny człowiek, a potem jest tylko gorzej. Chłopaki z baraków w wydaniu świątecznym są dokładnie tacy, jak można było się spodziewać: wulgarnie, destrukcyjnie, w oparach narkotyków. W ramach bonusu akcję umieszczono na przełomie 1997 i 1998 roku, więc jest to prequel wszystkiego, co obecnie znamy i mamy okazję poznać genezę znajomości Randy’ego z panem Lahey czy kilka innych rzeczy.

Dlaczego ten odcinek jest dobry? Nie mam pojęcia. Tutaj trzeba się zabrać za bary z całym serialem i zastanowić, dlaczego oglądanie tej patologii mnie śmieszy bez jednoczesnego czucia się brudnym. Jeśli znacie serial i wiecie, że was bawi – bierzcie się za produkcję świąteczną. Oprócz humoru otrzymujemy tu kilka głębszych momentów, z Rickym odkrywającym sens życia podczas kłótni w szpitalu, oraz poznamy historię prezentu Bublesa, którego ten nie chce otworzyć, dopóki nie zjednoczy się ponownie z rodziną (…która uciekła i nie wróci).

…Ale tego – wiecie, że Bóg i Święty Mikołaj to są dwie różne osoby, nie?

 

★★★★

Charlie Brown Christmas (1965)

Sympatyczna podróż w stronę odpowiedzi na pytanie: skoro święta mają przynosić radość, to czemu czujemy się nieszczęśliwi? Jest to prosta, banalna wręcz animacja, muzyka to spokojne, niewyróżniające się jazzowe aranżacje znanych utworów świątecznych. Fabularnie – Charlie stwierdza, że potrzebuje odkryć znaczenie świąt, więc musi się zaangażować. Bierze się za reżyserowanie jasełek nie mając o tym pojęcia, a dzieci nie chcą go słuchać. Każda z młodych postaci coś sobą reprezentuje – jedna jest krytykowana za brud, inna za miłość do kocyka, inna z wyniosłością ogłasza, że nie jada grudniowego śniegu (ona ma wysmakowany gust i czeka na styczniowy – gdy cała reszta po prostu wystawia język na mróz i łapie płatki śniegu). Już wtedy było obecne niezadowolenie z połączenia świąt z manią zakupów, ale jak wszystko w tej produkcji, zaprezentowane zostało w raczej przesadzony sposób: choćby wkurzanie się na Snoopy’ego, że ten dekoruje swoją budę tylko dlatego, żeby wygrać w konkursie. Trudno zaprzeczyć, że pod tą skromną formą jest jednak sporo tematów – a i morał jest warty uwagi. W tej historii w cenie jest staranie się, dawanie z siebie tyle, ile możesz, docenianie nawzajem – nie stres i napięcie, wymuszanie na innych czegokolwiek. Święta to prywatna sprawa – i na tym polega ich piękno.

"Wśród nocnej ciszy" (1978)

Polski film kryminalny, którego akcja rozgrywa się w czasie świąt. Seryjny morderca zabija kolejne ofiary, policja jest bezradna, ludzie żyją w napięciu i liczą, że do Bożego Narodzenia będzie już po sprawie, ale nic tego nie zapowiada. Tak naprawdę jednak jest to opowieść o trudnej relacji syna z ojcem, który jest policjantem i prowadzi śledztwo. Tata rządzi twardą ręką, odmawia wszystkiego dla swojego potomka, więzi go emocjonalnie – dla najmłodszego życie powoli zaczyna oznaczać ucieczkę z domu. Pomimo tego, że na ulicy jest niebezpiecznie i można zginąć. Co jest lepsze? Śnieg i myśl o zbliżającym się święcie jest okropnie ponura, ale nie tak, jak całe zakończenie. To może być najbardziej ponure doświadczenie, jakie kino polskie ma do zaoferowania. Nawet nie wiem, do czego to mógłbym porównać. Do Milczenia owiec? Warto obejrzeć, chociaż nie ukrywam, do wigilii lepiej będzie pasować Kevin.

"Opowieść wigilijna Czarnej Żmii"

Blackadders Christmas Carol

Macie ochotę na klasykę w wersji odwróconej? Oto coś dla was: historia Ebenezera, najmilszego człowieka na świecie, wykorzystywanego przez wszystkich wokół, który dzięki wizycie duchów poznaje siłę bycia chamem. Ten seans jest zaskakująco świeży i stanowi idealną odtrutkę na całą słodycz związaną ze świętami. Scenarzyści mądrze przegięli pałę i ich historia nie kończy się żadnym dobrym morałem. Zamiast tego ich bohater przechodzi całkowicie na mroczną stronę i za to też dostaje po tyłku. Tradycja serii jest więc zachowana, chodzi tu w końcu tylko o żarty – co prawda przykre, ale też wywołujące miły uśmiech na twarzy. Każdy tu dostaje kopniaka w rzyć i każdy na niego zasługuje – wykorzystuje innych, oszukuje, znęca się… Kopniak dla wszystkich! Wesołych świąt!

"Edith Christmas Story" & "Draft Dodger" - All in the Family

All in the Family poster

Oto idealny przykład rewelacyjnych odcinków, które są świąteczne w zbyt małym stopniu. Z pewnością ich akcja rozgrywa się podczas świąt, widzimy też dekoracje w typowym niezamężnym domostwie, ale tematyka tych odcinków jest oddalona od Gwiazdki jak to tylko możliwe. Edith Christmas Story opowiada o tym, jak Edith, żona głównego bohatera dowiaduje się od lekarza, że ma coś w piersi. Umawia się na kolejną wizytę, ale w domu poci się ze strachu i z całych sił stara się ukryć przed rodziną, co się stało i co może się stać. Poważny temat został tutaj zaprezentowany w uczciwy i godny sposób, przez co jest to naprawdę znakomity odcinek… Aha, jeszcze na początku pokazali ubieranie choinki, więc najwyraźniej jest to też świąteczny epizod.

Draft Dodger bardziej zasługuje na miejsce tutaj, ponieważ ma miejsce podczas kolacji Wigilijnej i ten dzień jest powodem powrotu do kraju starego znajomego Mike’a – tytułowego draft dodgera, czyli osoby, która uniknęła obowiązkowego zaciągnięcia się do wojska poprzez ucieczkę do Kanady. Ten odcinek znajduje się na każdej kompetentnej liście najważniejszych wydarzeń w historii telewizji jako medium. Bezpośrednio dotknął on wojny w Wietnamie i podał rękę do każdej osoby przed ekranem, bez względu na jej stanowisko wobec wojny. 40 lat później finał odcinka wciąż wywołuje dreszcze, a intensywny, lepki od potu występ Carola O’Connora robi piorunujące wrażenie. Ważny odcinek i jeden z najlepszych w historii, ale w kontekście tej publikacji… Cóż, zapewne to pokazuje urok wieczerzy wigilijnej i co też może się wtedy stać?…

"Fanny i Aleksander" (1982)

Pierwsza godzina tego filmu kręci się wokół świąt, jakich na ekranie najczęściej nie widzimy. To bogata rodzina ze Szwecji, akcja rozgrywa się na przełomie XIX i XX wieku, a dekoracje obejmują przykładowo autentyczne świeczki zawieszane na choinkach. Służba może usiąść z panami przy jednym stole, dzieci bawią się pod stołem, a dorośli do późna prowadzą monologi przy kawie w eleganckich dzbankach i filiżankach. Blichtr, przepych, barwy… Takich świąt na ekranie jeszcze nie było.

A gdy pierwsza godzina filmu minie, to można oglądać dalej. Zostały już tylko trzy godziny do końca, a to naprawdę dobre kino jest. Opowiada o roli religii w naszym życiu, święta wydają się sprzyjać takim seansom.

"White Christmas" - Black Mirror

Black Mirror jest zbiorem odrębnych opowiadań, będących wariacją na jeden temat: futurystycznej technologii. Niedaleka przyszłość ukształtowana przed jeden lub więcej wynalazków, ściśle związanych z daną historią. Tym razem jest to blokowanie ludzi w prawdziwym życiu. Nie chcesz mieć z kimś kontaktu? Odcinasz się. I widzisz tylko zarys, jakby został wycięty z papieru. Teraz tamta osoba nie może się z tobą skontaktować. Nie słyszysz, co mówi. Dopóki blokada nie zostanie zdjęta. Tak, ludzie bardzo sobie życzą czegoś takiego już dziś. Chcą robić to, co mogą robić w Internecie.

Fabuła tyczy się dwojga mężczyzn, będących gdzieś na śnieżnym zadupiu od kilku lat. Nie doszło między nimi do zawarcia żadnej znaczącej relacji, ale dziś jest jednak Wigilia i jeden z mężczyzn postanawia znieść barierę milczenia. Tyle lat prawie nie odzywali się do siebie nawzajem, to teraz przy świątecznym śniadaniu sobie porozmawiają. W ten sposób widz pozna kilka historii, również związanych pośrednio z samymi Świętami.

White Christmas to prawdziwa tortura. Ponura, depresyjna i porażająco niesprawiedliwa produkcja o końcu świata dla człowieczeństwa w kilku bohaterach. Odcinek uderza w czułe miejsce z ogromną siłą. Samotność, życie pozbawione sensu i człowiek pozbawiony człowieczeństwa – a najstraszniejsze w tym jest to, jak łatwo to wszystko było robione przez bohaterów tej historii. Prawie bez namysłu i refleksji. Black Mirror to współczesny aspirant do dorównania Twilight Zone i warte jest uwagi. Dla wielu to najlepszy odcinek w historii telewizji i jeśli w te Święta chcecie totalnego przeciwieństwa nadziei i dobrej woli wśród ludzi… To chyba lepiej już nie możecie trafić.

How the Grinch Stole Christmas (1966)

How the Grinch Stole Christmas

Prosta i krótka animacja Chucka Jonesa na podstawie tekstu Dr Seussa. Opowieść dla wszystkich, młodych i starych, o stworku, który nie rozumiał sensu świąt.

Wyobrażam sobie, że będziecie zaskoczeni tym, jak bardzo to jest proste. Wszystko zostało luźno nakreślone, od świata po bohaterów. Historia toczy się szybko i od razu przechodzi do puenty, wiele z tego, co widzimy na ekranie, jest umowne. Nie ma tutaj po prostu „wiele”, ale to, co jest, roztapia serduszko swoim ciepłem i dobrą wolą. Sprawdźcie, czy macie w życiu jeszcze miejsce na coś równie nieskomplikowanego. Sam mięknę dopiero na koniec, początek i środek w ogóle mnie nie bawi, a piosenka wydaje się zbędnym wypełnieniem. Animacja co prawda mnie śmieszy, ale w całości raczej nie będę tego już wiele razy oglądać.

He puzzled and puzzed till his puzzler was sore. Then the Grinch thought of something he hadn’t before. Maybe Christmas, he thought… doesn’t come from a store. Maybe Christmas, perhaps… means a little bit more!

Welcome, Christmas, bring your cheer. Cheer to all Whos far and near. Christmas Day is in our grasp, so long as we have hands to clasp. Christmas Day will always be just as long as we have we. Welcome Christmas while we stand,
heart to heart, and hand in hand.

M*A*S*H - różne odcinki

mash poster tv

Akcja serialu obejmuje ledwo trzy lata, dlatego nie mogli robić w każdej serii odcinka świątecznego. Próbowali to obchodzić poprzez opowiadanie np. o całym roku w jednym odcinku, więc też zahaczając o święta, ale tak czy inaczej – nie są to typowe świąteczne odcinki. W takim Death Takes a Holiday (9×05) główny motyw fabularny to podtrzymywanie życia u rannego, żeby umarł po północy. Ten tytuł jest najczęściej polecany, jeśli chodzi o święta z MASH.

Ja mogę polecić za to Dear Sis (7×14). W nim ksiądz rozmyśla ponownie nad swoją przydatnością w obozie, niosąc posługę potrzebującym. Wyszedł z tego naprawdę ładny odcinek, chociaż wciąż Mikołajem jest tu kierowca ciężarówki, a w worku przyniósł masę rannych prosto z pola walki. Wesołych świąt.

Możecie też iść na całość i niczym tata Charliego z książki (bo w filmie ten wątek wycięto) Perks of Being a Wallflower puścić w święta odcinek finałowy, dwugodzinny Goodbye, Farewall and Amen. Kompleksowe pożegnanie się z wojną w Korei i tymi wszystkimi bohaterami. Epizod ten nie ma nic wspólnego ze świętami, ale takiej dawki pozytywnej energii i wiary w to, że świat jest dobrym miejscem, a życie ma na celu spędzenie go na byciu szczęśliwym nie ma żaden inny tytuł. Absolutne 10/10 i czołówka moich ulubionych produkcji w ogóle, dlatego w święta z pewnością go sobie włączę.

Happy (2017)

Grant Morrison adaptuje coś na kształt Opowieści wigilijnej: Nick stara się uratować swoją córkę przy pomocy jej zmyślonego przyjaciela, tytułowego Happy’ego. Dzięki tej przygodzie Nick odzyska wiarę w ludzi i przestanie uważać się za przegranego, straconego człowieka. Kiedyś miał potencjał na bohatera, dziś tylko pije, przeklina i ledwo poświęca czas, aby zauważyć, jak kogoś zabił. A zabije całkiem sporo osób, wisi kasę różnym nieprzyjemnym osobom, a inne uważają go za niebezpieczeństwo. Ho ho ho!

Fabuła jest raczej niespecjalna (szczególnie całe śledztwo jest byle jakie i nieinteresujące), wiele pomysłów i rozwiązań fabularnych to sztampa, ale to serial bawiący wykonaniem: kamera szaleje, a Christopher Meloni w głównej roli bawi i porusza swoim portretem człowieka, który przeszedł tak dużo, że po prostu przestało go już cokolwiek obchodzić (ale nadal jest dla niego szansa!). Happy zyskuje sympatię odbiorcy z czasem, sceny akcji (strzelaniny, walki, ucieczki, samochody) za każdym razem stoją na wysokim poziomie, a ich oglądanie to czysta przyjemność. Na to wszystko nałożono śnieg, mnóstwo światełek i innych dekoracji świątecznych, które też czasami będą służyć na narzędzie mordu. Dodatkowo w tle można usłyszeć chyba każdą klasyczną piosenkę kojarzoną z tym świętem. Szalony serial – tutaj Mikołaj jest przerażający, a po zaprezentowaniu się nam w świątecznym teledysku wokalistka od razu idzie do worka na wieczny spoczynek. Ho Ho Ho!

A jak się wkręcicie: dajcie szansę też „Doom Patrol. Bez świąt, ale styl ten sam.

"Final Grades" - Prawo ulicy (The Wire)

the wire prawo ulicy

Nie pamiętam zbytnio całości odcinka, ale pierwsze kilka minut jest wypchane po brzegi świętami, jak to tylko było możliwe w przypadku tego serialu. Nie wiem jak u was, ale mnie nic bardziej nie wprowadza w nastrój od oglądania, jak baltimorski John Goodman zmywa wymioty ze swojego krawata z bałwankiem, nucąc przy tym Jingle Bell Rock.

Plus jedno z moich ulubionych użyć czasu, jeśli chodzi o kino.

 

★★★

Scrubs - różne odcinki

scrubs hozy doktorzy

Kocham ten serial i zawsze będę go oglądać, ale jeśli chodzi o świąteczne epizody – to po prawdzie nawet nie myślałem, że jakieś są. Technicznie rzecz biorąc one istnieją, są nawet całkiem udane, ale nie w tym kontekście. W My Own Personal Jesus (1×11)chirurg zostaje na dyżurze, co chwila ktoś przychodzi i go męczy, więc nie czuje magii świąt z uwagi na swoje zmęczenie. Obiecujący motyw, ale nic z nim nie zrobiono.

Tak naprawdę mógłbym polecić tylko My Best Moment (4×12), kiedy JD dokonuje tytułowego wspominania i przypomina historię o samotnym ojcu, który pewnego dnia pojawił się na oddziale z nieco niskim ciśnieniem. Epizod zabawny i ma święta tu i tam, ale przede wszystkim pamiętam go za tekst dra Coxa: Oh, for God’s sakes, Newbie… take a look around, would you? Please… what’s the difference between your Mr Milligan and every other patient in this ICU? And if the answer to that question is that he’s the only one young enough to have never made a phone call like this: „Briing! Hallo? Operetah? Gimme Stuyvesant hohive-hohive-hohive”, then you would be right. But since I’m not in the mood to make some big, dramatic, sweeping statement, I’ll just tell you this: God hates doctors, He truly does. You see all these old people in here? Well, any of them’d give just about anything to be able to sashay off this planet, but most are gonna stay and live forever and ever and ever; and your Mr Milligan… well, it turns out he’s just young enough to die. I mean, think about it… it’s the holidays; there’s a sweet little kid involved… can’t you just feel it?

Jest jeszcze odcinek, w którym Dr Cox rozumie, jak można wierzyć w Boga (My No Good Reason, 6×14) i ogólnie niemal wszyscy bohaterowie lepiej się czują na świecie pod koniec tego epizodu, więc tematycznie może wam on pasować do świąt z kinem. Jest to jednak tytuł mocno powiązany z fabułą serialu. Obejrzenie tego będzie się wiązać z obowiązkiem obejrzenia kilku następnych (tak, to TEN z Laverne).

"Road to the North Pole" - Family Guy

Te odcinki są takie jak humor tej produkcji – nie dla wszystkich. Muszę przyznać, że oglądam je i nie do końca rozumiem, co powinienem z tym wszystkim zrobić jako widz. Jakby twórcy rzucali w oglądającego czym tylko popadnie dla samego żonglowania, jakby humor był szokujący dla samego szokowania. Nie żebym nie uśmiechnął się tu i tam (tradycją świąteczną jest masturbowanie się tak, jak to robisz każdego innego dnia, tylko tym razem po wszystkim czujesz się źle, bo robiłeś to w święta), ale najczęściej podczas oglądania czułem znużenie oraz brak zainteresowania. Wiem, że ten tytuł ma swoich fanów, więc i odcinki świąteczne też komuś przypadną do gustu – z wyjątkiem podwójnego epizodu pt Road to the North Pole (9×07). Przez pierwszą połowę nie jest to jeszcze rzecz warta uwagi – ot, młody chce zabić Mikołaja, więc udaje się na Biegun Północny. Wszystko zmienia się w momencie, kiedy już tam dotrze – i okazuje się, że Mikołaj jest na skraju wyczerpania, ponieważ ludzie chcą zbyt dużo, a on musi to wszystko robić. Potem jest tylko lepiej – przez świetną piosenkę Christmas Time is Killing Us poprzez niezłą komedię i na ładnym zakończeniu kończąc. Ten odcinek ma coś do powiedzenia, a przy tym pokazuje choćby samobójstwo kilkuset elfów jednocześnie. Win-win!

Alfred Hitchcock Przedstawia (1955) - różne odcinki

alfred hitchcock

Muszę z pewnością przypisać kilka miłych słów odcinkom świątecznym w tym serialu: są zaskakujące. Pierwszy (Santa Claus and the Tenth Avenue Kid, 1×12) wydaje się inspiracją dla Złego Mikołaja z 2003 roku, bo opowiada o skazańcu, który dostaje pracę Mikołaja w centrum handlowym. Z początku nie ma ręki do dzieci, ale z czasem jego serce rośnie. Drugi z kolei (Back for Christmas) zawiera scenę mordowania kobiety i chowania jej w piwnicy. Nie polecam szczególnie żadnego z nich, więc… polecę The Dusty Drawer (4×33). Może nie ma wiele wspólnego ze świętami, ale ma dekoracje, nucenie świątecznej muzyki, a do tego jedna z postaci drąży tunel w zaspie śniegu wysokiej na metr albo i więcej. Ja tam poczułem klimat oglądając ten odcinek. Zresztą to jeden z lepszych w całym serialu.

Noc Świętego Mikołaja (2000)

noc swietego mikolaja

Komedia Janusza Kondratiuka o dwóch więźniach przebierających się z Mikołaja i Anioła, żeby zrobić przyjemność dzieciom. Po drodze coś pójdzie nie tak, ale na koniec święta wciąż będą uratowane.

To naprawdę porządny tytuł. Krótki (trwa poniżej godziny), posługujący się skrótami i znanymi zagraniami (z całą pewnością znacie już wcześniej każdą postać i każdy zwrot akcji, jakie twórcy dla was przygotowali), ale jeśli chcecie święta w polskim, swojskim kinie, to lepszego rozwiązania chyba nie znajdziecie. Bohaterowie w końcu zyskują sympatię widza, sytuacje humorystyczne faktycznie mogą bawić (prezenty dla dzieci przez przypadek zawierają prezerwatywy, wyjście na papierosa w hipermarkecie kończy się „januszową” walką o prezenty… W ogóle trochę cały ten tytuł jest „januszowy”. Obejrzeć można…

 

★★

Krótkometrażowe animacje Dreamworks

Pada Shrek („Shrek the Halls”, 2007) Wysilona animacja próbująca połączyć świat Shreka ze świętami – poprzez cofnięcie Shrek w rozwoju. Tak na oko to po trzecim filmie powinien już być bardziej ogarnięty, ale na potrzeby tej historii znowu jest bucem, który musi odbyć tę samą lekcję, którą już odbył w filmie z 2001 roku. Nie jestem fanem takich zagrywek. Fabularnie więc nie jest na plus, za to wizualnie jest dobrze, święta widać jak najbardziej.

Pingwiny Misja świąteczna (2005) Pingwiny spędzają święta w swoim towarzystwie, tylko jeden z nich chce pomóc samotnemu misiowi, który spędza je samemu. Próbując tego dokonać, wpada w kłopoty, trzeba go z nich wyciągnąć, a po rozróbie wracamy do wątku świąt na sam koniec. Zabawne to i naprawdę dynamiczne, walka wokół choinki jest jedną z najlepszych, jakie powstały – ale jednak same święta nie są zbyt potrzebne w tej opowieści. Na koniec miś zaprasza przyjaciół i jest gigantyczna impreza, której pingwiny żałują, a ja myślę, że na potrzeby zamykającego żartu zapomnieli, o czym ta opowieść miała być.

Gwiazdka reporterki ("Christmas 9 to 5", 2019)

Robiony na zamówienie i pretekstowy film świąteczny – ale jest w tym trochę serca. I gdy szukacie czegoś nowego, mając do dyspozycji tylko katalog aktualnie opłaconej strony VOD, wtedy „Gwiazdka…” da wam satysfakcję. To słaby film, ale nie słaby film świąteczny. Reporterka zatrudnia się pod przykryciem w sklepie świątecznym, żeby pisać o nim reklamy, a kończy ratując ten sklep przed ruiną finansową. Wady i minusy są naprawdę ogromne – fabuła to stos bzdur, jej rozwój oderwany jest od rzeczywistości, scenariusz składa się wyłącznie ze schematów i nic tu nie ma sensu. Chodziło tylko o to, aby bohaterowie robili coś miłego innym ludziom, a tamci mieli się z tego powodu radować, a czy te rzeczy faktycznie są miłe, albo czy powinny mieć taki skutek, to już nie było brane pod uwagę. Najlepiej to charakteryzuje fakt, że wielkim ratunkiem sklepu jest zrobienie czegoś, co zostało zamknięte bez powodu, wszyscy za tym tęsknili i domagali się powrotu, ale szef mówi: „No nie wiem, to olbrzymie ryzyko”. Łatwo się przyczepić do tej produkcji, szczególnie może zaboleć przedstawienie pracy w sklepie jako czegoś banalnego, co można zacząć robić z dnia na dzień, co obrazi większość widzów, do których ta produkcja jest skierowana – ale jeśli przymknie się na to oko, wtedy widać już tylko sympatycznych aktorów, gustowną świąteczną dekorację, opowieść o nostalgii i Norma z Cheers. Hej, nie narzekam.

Kronika świąteczna ("The Christmas Chronicles", 2018)

Christmas Chronicles
Mamy rok 2018 i nasi bohaterowie planują nie spać całą noc, żeby przyłapać Świętego Mikołaja na istnieniu. Więc zasypiają, ale i tak budzą się w porę, nawet udaje im się wejść do sań niepostrzeżenie, po czym lecą razem z Mikołajem… Do czasu, aż Święty się zorientuje, wystraszy, spowoduje wypadek, zgubi wszystko i teraz święta są zagrożone.
 
Mikołaja w tej wersji gra Kurt Russel i to jest naprawdę świetny występ. Nie tylko ze względu na aktora łączącego zadziorność z pogodnością, ale wyobrażenie tej postaci. Ten Święty zna wszystkich ludzi, pamięta ich życzenia z czasów, kiedy byli mali i słali listy, rozpoznaje ich na ulicy. Jest wyrozumiały i akceptuje, że nie każdy, kto się dobrze zapowiadał, był grzeczny w swoim dorosłym życiu. Do tego ma płaszcz Hagrida z Harry’ego Pottera, czyli w każdej kieszeni kolejny drobiazg, który można komuś wręczyć. Świetna postać, naprawdę.
 
To powiedziawszy, potrzebował on, aby za kamerą stanął ktoś więcej niż reżyser Angry Birds, a za scenariusz odpowiadał ktoś z doświadczeniem. Świąteczna kronika ma nawalone różnych atrakcji, a każda jest coraz gorsza. Święty kradnie samochody i ucieka przed policją, poszukiwanie czapki rozpoczyna od wchodzenia do knajpy i żebrania o pieniądze na taksówkę (a gdy chcą go wywalić to tłumaczy, że jest TYM Mikołajem), a to wszystko po to, by w finale nauczyć wspomniane na początku dzieci jakiejś nauki… Której za diabły nawet nie mogę się domyślić. Do tego mnóstwo dziur logicznych (czemu nie dał prezentów temu policjantowi, kiedy ten był dzieckiem?) i największa wada, czyli brak spójnej stylistyki, która dałaby radę pomieścić wszystkie te atrakcje w jeden produkt. Postać Mikołaja jest cudowna i niektóre rzeczy, które robi, są cudowne, ale po prostu nie idzie w nie uwierzyć przez ubogie umiejętności reżyserskie. W ten sposób film najbardziej traci. Nie uwierzyłem w niego i nie uwierzyłem w Świętego Mikołaja.
 
Chociaż doceniam, że tym razem chodzi od drzwi do drzwi, zamiast przylatywać na saniach do jednego domu, a potem odlecieć dalej, bez zaglądania do sąsiadów.

"The Madonna" - MacGyver

macgyver

A to dopiero dziwny odcinek. Nie, MacGyver nie robi tu świąt z wykałaczki, baterii i kilku paczek mąki, ale to nie jest problem. Problem w tym, że niewiele robi. Chodzi, gada i patrzy z boku, jak fabuła się rozwija obok. Znaczy, „rozwija” to za mocne słowo. Rzeczy głównie same się dzieją, a zagubiona figura (tytułowa Madonna), której szukanie jest sednem odcinka, znajduje się na koniec sama.

Ponadto mamy tu jeszcze włóczęgę płci damskiej z umiejętnością telekinezy. A ja myślałem, że akcja serialu ma miejsce w naszym świecie… Mamma mia!

Gwiazdkowe życzenie Richiego Richa (1998)

Gwiazdkowe zyczenie Richiego Richa
Film z Macaulayem Culkinem męczyłem wielokrotnie na kasecie VHS. Nie tyle dla samej historii czy bohaterów, ale dlatego, że strasznie lubiłem rezydencję, w której rozgrywa się większość akcji. Z „Gwiazdkowym życzeniem…” jest podobnie – to z pewnością film dużo gorszy (dziecinny, leniwy, naiwny, banalny), ale na poziomie scenografii nie zawodzi. Święta wyglądają tak, jak moglibyśmy się spodziewać po przybytku należącym do bogaczy: światełek i dekoracji jest akurat tyle, żeby zachować poczucie smaku, a przy tym mieć absolutną pewność, że nie ma metra kwadratowego bez kompletu świecidełek.
 
A to znaczy, że jest chociaż jeden powód, by obejrzeć ten beznadziejny film.