„Z czasem poziom serialu spada” to mit

„Z czasem poziom serialu spada” to mit

22/04/2019 Blog 0
lost serial poster

Rzecz, której kinomani zdają się spodziewać: zasiadają do serialu i pierwszy sezon jest najlepszy, potem robi się gorzej. Dlatego seriale są ganione i widziane jako gorsze: wymagają więcej czasu od filmów, ale ten czas nie zostaje należycie wykorzystany. Jestem więc tu po to, aby powiedzieć, że to jest mit.

Krótka piłka: niech ktoś mi poda chociaż jeden wielosezonowy tytuł, którego najlepszy sezon lub odcinek przypada właśnie na pierwszą serię – bo ja nie mogę takiego podać. Każdy serial, który przychodzi mi do głowy, należy do jednej z tych dwóch kategorii:

1) Seriale, które stają się lepsze z czasem
2) Seriale, które trzymają poziom

Nie mam w pamięci jednego tytułu, który konsekwentnie stawałby się gorszy z każdym sezonem. Po prostu takich nie widziałem na oczy. Są tytuły, które miały potknięcia i kilka słabszych odcinków (albo nawet cały sezon), ale one się podnosiły i wciąż miały coś do zaoferowania. Dosłownie każdy tytuł, jaki poznałem, dopiero w następnych seriach zawierał swoje najlepsze momenty, sceny czy odcinki. Przejdźmy więc do rzeczy, czyli do samych seriali. Nie będę wymieniać wszystkich, jakie znam. Skupię się tylko na kilku moich ulubionych oraz tych najpopularniejszych.

Pozostawieni. Mało znane arcydzieło, ale tutaj napiszę tylko, że stawało się z czasem coraz lepsze i lepsze. Każdy kolejny sezon był bardziej zniewalający od poprzedniego, na IMDb najwyżej oceniony jest finał 2 serii.
Lost. Wywołuje mieszany odbiór, ale to temat na inną publikację. Ja uważam ten tytuł za arcydzieło, uwielbiam pierwszy sezon, uwielbiam drugi, uwielbiam drugą połowę trzeciego, szaleję za sezonem piątym (szczególnie za jego finałem), a ostatnie osiem minut finałowego sezonu uważam za czysty geniusz. Na IMDb najwyżej oceniony odcinek pochodzi z czwartego sezonu – zresztą widziałem nawet rankingi, w których wymieniany on jest jako najlepszy w historii!
Babylon 5. Czwarty sezon uważam za najlepsze kino przygodowe, jakie w życiu widziałem. Finał to jedno z najlepszych doświadczeń, jakie w życiu przeżyłem dzięki kinu. Na IMDb (i nie tylko) najlepiej oceniony jest odcinek z trzeciej serii – i trudno się dziwić, bo trudno go zapomnieć.
Scrubs. Ósmy, ostatni sezon, uważam za najlepszy, na równi z piątym i szóstym. IMDb najwyżej ceni sobie finał serialu, a zaraz za nim pamiętny i szokujący odcinek 3 sezonu.

…Nie, to nie ma sensu. Mogę podawać moją prywatną opinię o tych tytułach, mogę się posiłkować ocenami z IMDb, jakby to miało nadawać obiektywnej wartości temu, co piszę. Prawda jest taka, że jak ktoś chce, to będzie siedział z serialem, który staje się gorszy z czasem, i będzie poświęcać mu czas. Ja tego po prostu nie robię. Tak, nie oglądałem Walking Dead po pierwszej serii (bo już ona została przeze mnie źle odebrana). Tak, Simpsonów też przerwałem po kilku sezonach (chociaż oglądałem wiele następnych odcinków i nigdy nie było tragedii). Tak, powrót po latach do Archiwum X nie zebrał wysokich ocen – jednak żaden z tych tytułów nie zaprzecza tezie, którą tutaj prezentuję, bo każdy z tych produkcji swój moment najwyższej chwały zaliczył w innym sezonie niż pierwszy. I każdy z czasem stawał się lepszy, sądząc z recenzji. Z tych samych, według których potem ten poziom zaczął opadać. Wciąż nie widzę tu powodu, aby uzasadnić mit o tym, że seriale z czasem muszą być gorsze.

Jest w zasadzie tylko jeden rodzaj tytułów, które mogłyby potwierdzać ten mit – tytuły, które od początku były nie tylko marne, ale i robione bez miłości. Zamówione, zrealizowane, a jeśli się sprzeda – robimy więcej. Z innymi ludźmi, z nowymi scenarzystami – ludźmi bez wizji, na kontrakcie, którzy zostali scenarzystami tylko z jednego powodu: aby pracować w tym zawodzie. Takie seriale faktycznie istnieją – w końcu mało kto jest świadomy chociaż połowy obecnie powstających produkcji w tym formacie. Osobiście mogę bić rekordy i oglądać ponad 20 nowych sezonów w ciągu roku, ale to wciąż niewielka część tego, co wychodzi.

Można więc oceniać format przez pryzmat tych właśnie produkcji – których nikt nie widział, które nikogo nie interesują i nikt ich nie pamięta – ale po co to robić? Ja się skupiam na tym, co widziałem. I chociaż nie czuję, abym mógł powiedzieć, że oglądam dużo, to jednak się wyrabiam i faktycznie nadrabiam to, co mnie bawi.

I mam wrażenie, że tak naprawdę chodzi tutaj tylko o manifestację poglądu, który prezentowałem w eseju Czy kino jest dzisiaj słabsze?. Seriale są dla nich takim chłopcem do bicia – produkcjami, na które można machnąć ręką ze spokojem, że nie zostanie się nazywanym ignorantem. Można obrażać twórców odpowiedzialnych za te tytuły. Można im na odległość kazać przestać tworzyć. Można zacząć oglądać i wyczekiwać momentu, kiedy twórcom powinie się noga, a wtedy będzie można udawać, że obrażamy z miłości do tego, czym ten serial był na początku. Można się cieszyć, bo jakiś tytuł został anulowany. Można ganić tych ludzi za sam kierunek ścieżki artystycznej, jaką obrali. Można zrównywać ludzi tworzących The Shield z tymi odpowiedzialnymi za telenowelę, a następnie ganić ich za rzeczy nieobecne w medium od kilku dekad i zachowywać się, jakby seriale telewizyjne nigdy nie wyszły ponad I Love Lucy, że każdy tytuł powstaje po to, aby go ciągnąć w nieskończoność, póki będzie zarabiać; że za żadnym z tych tytułów nie stoi artysta.

Nie jest to nic nowego. Każde medium pewnie musiało najpierw udowodnić ignorantom, że może być sztuką. Tak było z kinem i komiksem, tak jest z serialami czy grami komputerowymi. Zapewne nigdy nie był adresowany jakiś wyższy poziom takiej postawy, przyjmowano go za naturalny i domyślny. Nikt nie pytał, dlaczego pierwszą reakcją jest kpina i zlewanie, a tylko garstka wyjątkowych ludzi jest w stanie dostrzec potencjał kryjący się w ruchomej fotografii czy grach VR. Seriale od zawsze były gorsze od kina i już, dopiero w ciągu ostatniej dekady lub dwóch zaczęto traktować ten format (i jego widzów) poważnie, chociaż to kino do dzisiaj stara się dogonić to, co osiągnęło Twilight Zone w latach 50. Seriale zresztą też.

Dlatego więc twierdzę, że mitem jest przekonanie o tym, że seriale z czasem stają się gorsze. Już łatwiej byłoby mi udowodnić, że filmy nie są właściwym miejscem dla aktorów – seriale nim są. Może kiedyś to zrobię?

ERRATA: Okazuje się, że jednak znam jeden taki serial, który jest najlepszy na początku, a potem jego poziom spadł. Skazany na śmierć. Trzy sezony widziałem i każdy kolejny był co najwyżej przeciętny, a pierwszy sezon do dziś uważam za jedną z najlepszych rzeczy, jakie widziałem – i tak najwyraźniej myśli cała ludzkość, bo nigdy nie słyszałem innej opinii o tym tytule.

Tak czy inaczej – mój błąd.