Mam 20 lat („Mne dvadtsat let”, 1965)

Mam 20 lat („Mne dvadtsat let”, 1965)

23/04/2018 Opinie o filmach 0
Mam 20 lat
mam 20 lat poster
Puste miasta & Puste ulice & Puste życie

Radziecka opowieść o dorastaniu – ludzi, narodu i kraju. Proza życia i dyskusje egzystencjalne w jednym. 

5/5

Jest coś niezwykłego w tej radzieckiej szkole tworzenia egzystencjalnych melodramatów, w których bohater podpala stół, a następnie chodzi wokół niego i szeptem mówi sam do siebie na tematy najwyższe. Jeszcze bardziej niezwykłe jest, że tak wielu widzów lubi takie kino, a ja jestem jednym z nich. Sergey wrócił z wojny do domu, do mamy i swoich przyjaciół. Zaczyna pracę i interesuje się kobietami, uczestniczy w świętach państwowych i religijnych, zastanawia się nad sensem życia.

Z jednej strony niewiele tu się dzieje, bo to kino obyczajowe, skupione na przedstawieniu życia bohaterów. Przebijane to jest momentami onirycznymi jak choćby w magicznej scenie otwierającej, przywołującym na myśl „Dawno temu w Ameryce„, i późniejszym powrotem do domu, pełnym szczęśliwej energii bijącej z ekranu.

Z drugiej strony już w tytule dostajemy pierwszą wskazówkę. Brzmi on „Mam 20 lat„, ale Sergey ma 23 lata. Wielokrotnie spaceruje po mieście i mówi do siebie, ale kto go słyszy i dlaczego nikogo nie ma wokół? Tak naprawdę dopiero końcówka idzie konkretnie w sen i metafizykę, ale tak naprawdę nie jest możliwe pełne zrozumienie filmu bez poznania historii Związku Radzieckiego i nastrojów w społeczeństwie w okolicy powstawania filmu (ponoć zresztą zakazanego). Bezpośrednio został tu wspomniany rok 1937 (Sergey mówi, że „wszyscy pamiętamy, co się wtedy stało„.

20 lat przed powstaniem filmu zakończyła się 2 wojna światowa – konflikt, który pochłonął 26 milionów rosyjskich obywateli. Bohater filmu „Mam 20 lat” już teraz jest starszy, niż jego ojciec był kiedykolwiek, ale dorastał bez niego. W tej historii figura ojca jest drogowskazem do udanego, spełnionego życia, kompasem moralnym. Wtedy jednak mieliśmy do czynienia z całym krajem dorastającym bez ojca, a tym samym wchodzący w dojrzałość i samodzielne życie bez przygotowania. Poszukujący swojej drogi i tak naprawdę samego siebie.

W tym wszystkim zagadką nawet pozostaje, czy to jest film propagandowy, czy też nie. Z jednej strony bohaterowie częściowo odnajdują sens życia w kolektywnej pracy ku czci państwa, wyrabianiu normy i byciu dobrym obywatelem. Z drugiej strony – można cały film odebrać właśnie w taki sposób, że owe próby odnalezienia sensu w pracach społecznych nie przynosi rezultatu. Inna interpretacja – film zachęca do szukania swojej drogi, a przecież rząd chce, by wszyscy szli w jedną stronę, dlatego film zakazali. I tak dalej – to tylko ogólne mówienie po pierwszym seansie.

Najważniejsze jest, że faktycznie podczas seansu miałem wrażenie oglądania filmu, który zbiera głosy setek tysięcy jednostek w jeden wyraz niepokoju, obawy i mnóstwa innych emocji oraz przemyśleń.

Jak jeszcze nie macie Mubi, to proszę, skorzystajcie z poniższego linku. Dla was to bez różnicy (dostaniecie miesiąc oglądania za darmo, tak czy siak), ale mój kolega dostanie dzięki temu darmowy miesiąc.

Jako ciekawostkę dodam, że reżyser tego filmu wciąż żyje – ma obecnie 92 lata!

Mam 20 lat 1965