Jak zostać królem („The King’s Speech”, 2010)

Jak zostać królem („The King’s Speech”, 2010)

22/06/2019 Opinie o filmach 0
jak zostac krolem the king's speech
Tom Hooper
Colin Firth & Geoffrey Rush

Poważny problem w niepoważnej produkcji. A jednak działa. Przedziwny film!

5/5

Pierwsza połowa XX wieku przyniosła zmiany dla królewskiej rodziny na wyspach. Wraz z postępem technologicznym zmieniły się relacje między Jego Ekscelencją i poddanymi. Ten pierwszy nie może już wyłącznie dobrze się prezentować, teraz musi też dobrze brzmieć, od kiedy wprowadzono radio oraz wymóg dawania przemów do całego narodu. Przyszły następca tronu jednak ma problemy z wymową: jąka się, robi długie pauzy, słuchanie go jest niezręczne. Korzysta z lekcji i pomocy, ale już sam nie wierzy, że to coś da. Tymczasem ryzyko objęcia tronu staje się coraz bardziej realne, a po drugiej stronie kanału La Manche Hitler prezentuje przekonywające przemowy i grozi konfliktem.

Problem niepoprawnej wymowy został oddany z szacunkiem. Niekoniecznie na poważnie, na ogół ten tytuł można zaliczyć do lekkiego kina komediowego lub kumpelskiego, jedynie z poważniejszym elementem tu i tam. Ważne jednak jest, że problem króla z wymową nie jest czymś, co łatwo będzie widzom zrozumieć bez odpowiedniego wstępu. Dla większości w końcu mówienie lepsze lub gorsze przychodzi naturalnie, a filmowo nie da rady oddać ścisku w gardle i trudności z wypowiedzeniem jakiegoś słowa. Co gorsza, może to być denerwujące lub nużące przy oglądaniu. Trzeba było podejść do sprawy w delikatny sposób, ale też nie można było się cackać.

Może na moją ocenę wpływa fakt, że sam mam problemy z wysławianiem się oraz komunikacją, ale moim zdaniem: twórcy dali radę. Jako widzowie jesteśmy w stanie zrozumieć skalę problemu, jakim jest niechlujna dykcja: widzimy to na przykładzie relacji z własnymi dziećmi, dalszą rodziną, brat wyśmiewa naszego bohatera, żona jest przy boku tylko z powodu formalnych, poddani ciężko wzdychają. Rozumiemy, że to nie jest też problem, który można naprawić – pod koniec filmu retoryka Króla George’a VI jest daleka od pospolitej, pomimo ciężkiej pracy i dyscypliny; to po prostu jest wieczna walka o zachowanie porządku. Rozumiemy, że to problem złożony, mający przyczyny w teraźniejszości oraz przyszłości, to problem zewnętrzny oraz wewnętrzny (Król sam też jest swoim własnym wrogiem w tej sprawie). To wszystko jest w tym filmie, ale nikt nie stąpa niepewnie, każdy z odwagą tańczy na ekranie.

Reżyser wyraźnie kazał ekipie akcentować trójwymiarowość lokacji. Aktorzy przemieszczają się w każdym kierunku, kamera porusza się między nimi – widzimy każdą ścianę i znamy dystans. Kamera nie jest ustawiona bezpiecznie z boku, aktorzy nie chodzą na paluszkach, nawet postaci nie trzymają się kurczowo etykiety – idą raczej na żywioł, improwizują, próbują nowych metod na poprawę sytuacji u chorego. Nie obawiają się urazić uczuć, nic z tych rzeczy. Żartują, ale w tym samym czasie pomagają.

Kiedy podejmuje się taki temat, to automatycznie każde słowo zaczyna być bardziej słyszalne przez widza. Jego znaczenie i sposób wymowy. Mimowolnie przysłuchujemy się i przywiązujemy wagę do tego, zwracamy uwagę na szczegóły, a film nas nie zawodzi. Nawet amator usłyszy postęp w retoryce George’a, jego pracę – ale też o wiele więcej. Usłyszy osiągnięcie aktora wcielającego się w Króla, który mówiąc krótko: „Daje radę”. Wszyscy w tym filmie dają radę. Ten film daje radę. Coś pozornie banalnego zostało przekształcone w opowieść o pokonywaniu trudności, przyjaźni i zrozumieniu. Końcówka zrealizowana została niemal jak film sportowy, trzymając widza w napięciu, kiedy ten słucha przemowy. Przedziwne osiągnięcie, przedziwny tytuł, ale trudno jest mi nie być zadowolonym z faktu, że istnieje. Jąkały też potrzebują godnej reprezentacji, a nie może być lepszej od Króla we własnej osobie.

PS. Z serii „dziwnych rzeczy, które człowiek zapamiętuje”, o czym wspominano w Obywatelu Kane: wciąż pamiętam dziewczynę siedzącą jako jedyna w trakcie napisów końcowych, jeden rząd bliżej ode mnie, po prawej stronie sali, w kinie Atlantic w Warszawie, gdzie widziałem Jak zostać królem pierwszy raz. Nie ze względu na samą dziewczynę, ale na akt bycia pod wrażeniem filmu i chęci zostania na napisach.

PS2. To jednak nie jest adaptacja sztuki. Ta powstała na podstawie filmu. I grał w niej kamerdyner z filmu Richie Rich. Mamma mia!