Hellboy: Złota armia („The Golden Army”, 2008)

Hellboy: Złota armia („The Golden Army”, 2008)

15/01/2018 Opinie o filmach 0
hellboy-ii-the-golden-army
Marvel przed Marvelem & Ale to taki bardziej 16+ Marvel

Hellboy nie należy do Marvela, ale ta adaptacja w sumie mogłaby, patrząc z dzisiejszej perspektywy. Pomijając okazjonalną brutalność.

Tytułowa złota armia była zrobiona dla pewnego króla. Król ten jednak zobaczył, że Armia jest całkiem dobra w zabijaniu (widać spodziewał się czegoś innego) i stwierdził, że ją zdezaktywuje. Bo tak można w jej przypadku. Teraz syn Króla jednak chce ją aktywować i tak ogólnie mówiąc Hellboy – czerwony, duży typek, z rogami, lubiący piwo, palić cygara, bardzo silny – postara się, żeby do tego nie doszło.

Miałem pisać, że jest to całkiem udany film do momentu, gdy zaczyna gadać o ludzkich wadach. Jakaś potężna istota zaczyna nienawidzić rasy ludzkiej, bo ci zaczęli budować supermarkety (znaczy, przewidział jakieś kilka tysięcy lat wcześniej, że zaczną to robić, i zaczął nas nienawidzić na zapas), ale ja się pytam: co jest złego w supermarketach? Oczywiście, to tylko symbol konsumpcjonizmu, ale co jest złego w tym? A nie wiem, film o tym nic nie mówi. Ważne, żeby wywołać poczucie winy u widza. Bardzo to… niewłaściwe ze strony twórców. Obok jest jeszcze wątek głównego bohatera, który chce wyjść z ukrycia, aby ludzie wiedzieli o istnieniu jego i mu podobnych. Oczywiście go wtedy lubią, z ekscytacją prowadzą wywiady, ale nic z tego nie wynika. A potem jest duża scena akcji, w której Hellboy ratuje całe miasto przed bossem, na koniec jeszcze wręczając niemowlę, które uratował, w ramiona wystraszonej matki. Wtedy jednak mieszkańcy miasta zaczynają krzyczeć do Czerwonego, żeby ten wypierdalał. Jak wyskoczył przez okno z wybuchającego budynku, to byli podekscytowani i podstawiali mikrofon, byli przyjaźni. Jak uratował miasto przed zagładą, to już każą mu wypierdalać. Bo… ludzie są źli. Nie lubią obcych. Twórcy „Hellboy 2” naprawdę pragną wywołać u swoich widzów poczucie winy za to, że ci są ludźmi. Tak po prostu.

Chciałem napisać, że film jest wart seansu pomimo to, ale tak zacząłem myśleć… Co tu w ogóle jest dla mnie do lubienia? Po 10 latach od pierwszego seansu wciąż pamiętam scenę, w której po pijaku bohaterowie gadają o miłości i zaczynają śpiewać. Miły moment. Reszta historii wymaga od oglądającego, żeby ten cały czas przymykał oko na kolejne zbiegi okoliczności i rzeczy, które nie mają żadnego sensu. Począwszy na tej całej nienawiści do ludzkości, kończąc na honorowym wojowniku, który nie rozwali gardła bohaterowi w uczciwej walce, ale wbije mu sztylet w plecy. Ten sam wojownik będzie miał z 40 okazji, żeby pokonać naszych bohaterów, ale za każdym razem będzie znikał i wracał za chwilę. Są tu momenty łapania się za głowę w szoku, jakie głupoty niekiedy bohaterowie wyprawiają.

Walki oraz szeroko pojęta aranżacja (kostiumy, pomysły na projekty poziomów, gra barwami) czasami jest na poziomie, ale najczęściej to typowe Hollywood, przez co zazwyczaj widzimy tak z 30% pojedynkujących. Częste cięcia montażowe oraz zmiany pozycji kamery – a szkoda, bo niektóre starcia warto byłoby nakręcić na terenie większym niż trzy metry kwadratowe. „Hellboy 2” to też jeden z tych filmów, które dzieją się gdzieś „obok”. Gdy oglądam „Avengers” to mam pewność, że akcja w tym filmie była kluczowa dla świata, w którym się rozgrywa. Hellboy z kolei zapobiega czemuś, co dzieje się obok, przez co na koniec nie mam wrażenia, że coś zostało osiągnięte lub zmienione. A tak nie powinno być.

Po powtórce muszę więc ocenę obniżyć, ale tak w sumie to tragedii nie ma. Seans minął mi bez problemu, nie nudziłem się. Oczekiwałem jednak więcej i nie dostałem nic, na czym mógłbym się zaczepić. Produkcja do zapomnienia i tyle.

PS. Trzymanie niemowlaka ogonem podczas walki z potworem to genialny pomysł. Chciałbym, żeby ten ogon był przydatny w innych scenach, ale do tego potrzebny byłby twórca, który umie robić produkcje z potworami. Znacie takiego? Słyszałem, że Del Toro jest za takiego uważany – nadałby się, jak myślicie?