(nieoficjalny) Filmweb Offline 2020 – relacja

(nieoficjalny) Filmweb Offline 2020 – relacja

30/09/2020 Blog 0

Czy warto? Wstałem o piątej, żeby jechać do Warszawy. Nie mogłem się doczekać tego wyjazdu, ale z rana zastanawiam się: czy warto? I myślę, że tak. Muszę ćwiczyć moment mojego wyjazdu z miejscowości, w której czekam na koniec studiów. A to mój pierwszy wyjazd od roku, kiedy to w 2019 był Filmweb Offline. Dwanaście później nie zorganizowali nowej edycji, więc sami ją sobie stworzyliśmy. Miała być kolacja w naszym gronie znajomych, quiz filmowy i występ artystyczny. Przynajmniej raz w roku wypada usiąść do stołu z kimś, kto w jednym zdaniu może wspomnieć twórczość Takashi Miike oraz Theo Angelopoulosa. Więc warto?

Czy warto? Cisza w mieszkaniu o 5 rano niepokoi, ale na ulicy ta cisza była spokojna. Ciepło, mogłem zdjąć kurtkę w oczekiwaniu na busa. Na ulicy nie ma prawie ruchu. Sto metrów przede mną jeziorko, na którego brzegu dres w rozmowie ze swoimi ziomkami woła: „Pamiętam, jakby to było wczoraj”. Reszty rozmowy nie da się wychwycić. W busie słyszę nową cenę za przejazd – rok temu płaciłem 11 złotych, żeby dostać się do miasta, gdzie jadą pociągi. Teraz płacę 16 złotych. Podróż w maseczce. Po drodze oglądam trzeci sezon serialu Buffy – mam nawet szczęście trafić na odcinek, który natychmiast stanie się moim ulubionym („Zeppo”).

Śniadanie w formie hamburgera i frytek. W kiosku szukam gazet o tematyce filmowej i nie widzę ani jednej. Po mnie wchodzi kobieta w maseczce, więc wyciągam swoją i przepraszam, nie wiedziałem, że muszę zakładać tutaj. Ekspedientka macha ręką zza szyby, inna klientka ogłasza głośno, nie patrząc w moją stronę, że w ogóle nie muszę nosić maseczek. Mógłbym ją uszczęśliwić, gdybym powiedział, że mogłaby w tym zdaniu użyć słowa „bynajmniej”. Mógłbym zacząć dyskusję, ale widzę po twarzy młodej dziewczyny zza kasy, że nie chce tutaj scen. Kupuję czasopismo o grach komputerowych i z pomocą sprzedawczyni dostrzegam pojedynczy egzemplarz magazynu filmowego. W pociągu jedna osoba siada pod oknem, po chwili zjawia się druga osoba mająca rezerwację obok i dziwi się, że system rezerwuje obok siebie, jak jest wskazanie półtora metra różnicy między pasażerami.

O 10 jestem już w Warszawie i idę na tramwaj, pojadę do centrum handlowego na Tenet Nolana. W tramwaju dodano do każdego komunikatu głosowego o przystanku informację o tym, że trzeba zakrywać nos i usta. Często droga między przystankami jest za krótka, żeby komunikat mógł polecieć w całości, a co dopiero mówić o wysokim prawdopodobieństwie bycia… zmęczonym od słuchania go w kółko. W trakcie jazdy na przystanku widzę młodego człowieka w maseczce i koszulce z napisem 1984. Po drodze przychodzi mi do głowy myśl, żeby zajrzeć na Powązki – byłem tam wiele lat wcześniej na grobie Krzysztofa Kieślowskiego, w sumie mam ochotę znowu tam zajrzeć. Pamiętałem nawet lokalizację, około 30 sekund na prawo od głównej bramy. Nie jestem szczególnie religijny, ale to ważny człowiek był, do którego czuję szacunek. To w końcu jeden z moich ulubionych reżyserów, który był jednym z mistrzów języka obrazu. Pod grobem była mała doniczka z czterema kwiatami, które wyglądały, jakby je wyjęto z foremki i włożono do podłużnej donicy, bez dodania ziemi. Nie miałem ziemi przy sobie. Wyjąłem tylko liście z kwiatów i krzewów wokół grobu. Drobny porządek, a jesień w pełni. Mnóstwo drzew i liście na chodnikach i przejściach. Zdaje się, że jeszcze nikt w tym miesiącu tych liści nie sprzątał. Obok mnie kilka razy przeszła wycieczka z przewodnikiem. Nie miałem możliwości szukać innych filmowych grobów, poszedłem do centrum, gdzie byłem zaskoczony jakością łazienek.

W kinie próbowałem zapytać o to, jak wyglądała praca w warunkach pandemii, ale nic ciekawego nie usłyszałem – standardowe: „Na ogół ludzie współpracują, ale czasami ktoś robi problemy”. O samym Tenet pisałem w innym miejscu na blogu, tutaj tylko dodam, że przed seansem 20 minut reklam składało się m.in. z reklamy ratowania planety (ale tak naprawdę sprzedawali wchodzenie na jakąś stronę w Internecie) czy chodzenie do kina (najwyraźniej najlepszą do tego metodą jest obrażanie ludzi skrytych – ja bym zaczął od skrócenia reklam, obniżenia kosztów prowadzenia kina, przeprowadzenia rewolucji w dystrybucji oraz wybudowania ich większej ilości, żeby w Polsce było można chodzić do kin nie tylko w dziesięciu miastach na krzyż, ale co ja tam wiem?).

Seans kończy się tuż przed 15, kiedy miało być zaplanowane spotkanie – więc biegnę. Wymyśliłem sobie, że urządzę quiz i będą w nim do wygrania filmy na DVD, które mam na półce. Nic, czemu dałem pięć gwiazdek, ale to tak tylko symbolicznie. Nie wiem nawet, czy moi znajomi jeszcze mają w ogóle odtwarzacz DVD, ale to będzie zawsze +1 do kolekcji. Samo spotkanie ma miejsce w knajpie tajsko/nepalskiej i spędzamy tam ponad siedem. Mniej niż 10 osób siedzi przy trzech połączonych stolikach i gadają o wszystkim.

– Dlaczego Karolak jest taki popularny?
– Czemu ludzie oglądają seriale?
– Nie wiem, kto korzysta z mojego Netflixa, bo nie znam wszystkich.
– Jako ciekawostkę powiem, że mój syn, jak miał kilka miesięcy, to lubił czarno białe filmy. Podnosił głowę i faktycznie oglądał.
– Kino Atlantic chcą zamknąć.
– Oglądacie jakieś seriale?
– Co ty tak z tym Hamiltonem?
– Boli mnie, że współczesne filmy nie umieją ująć rzeczywistości.
– Czytaliście wyjaśnienie, dlaczego Papież rzuca kamieniem?
– U mnie w bloku kot uciekł i dobiera się do gniazda sroki, a sąsiedzi podzielili się – jedni stoją za kotem, druga połowa za sroką.

Nie tylko ja miałem pomysł z quizem filmowym – znajomy też miał, tylko bardziej ambitnie. Ja miałem proste pytania:
– jak ma na imię MacGyver?
– który reżyser żyje w mieście zbudowanym na potrzeby jego filmu?
– jak wygląda grób Kieślowskiego?
– który uznany reżyser zagrał czarny charakter w uniwersum Batmana?

Za to znajomy wymyślił milion pytań i podzielił nawet na kategorie. Były posty na forum filmowym i musieliśmy na ich podstawie odgadnąć, o jaki film chodzi (to moje ulubione). Innym razem była lista nazwisk reżyserów i musieliśmy dojść, jaka polska aktorka wystąpiła u wszystkich. Było też kilka pytań dotyczących Oscarów – np. kto zdobył więcej statuetek, polscy kompozytorzy czy operatorzy? Albo, w którym roku Polska w ogóle nie wystawiła kandydata do nagrody?

Planowałem też w końcu wykonać piosenki z musicalu Hamilton, skoro w końcu miałem publiczność – nie przewidziałem tylko, że to będzie w knajpie i na siedząco. Następnym razem będę musiał znaleźć lepsze warunki (żebym chociaż sam dał radę słyszeć beat), ale moje wykonanie „Cabinet Battle #1” okazało się zasługiwać na oklaski. Inne problemy, których nie wziąłem pod uwagę, są takie, że w zasadzie znajomi nie słyszeli nawet o tym musicalu, a co dopiero, żeby mogli zrozumieć ten szybki rap (i to jeszcze po angielsku), więc nie byli tak zaangażowani, jak ja. Będą jeszcze festiwale w tym roku, będzie okazja do śpiewania.

Tuż przed północą opłaciliśmy rachunek na prawie tysiąc złotych i poszliśmy do budki na frytki, a potem w deszczu się rozstaliśmy. Ja na pociąg, ktoś inny na autobus. I w sumie cały wieczór przeszedł bez refleksji nad tym, że filmweb usuwa blogi i to pewien koniec ery. Wszyscy spotkaliśmy się dla siebie nawzajem. Jedna osoba tylko rzuciła, że to pierwszy Filmweb Offline, na którym działał dźwięk i można było słyszeć pytania konkursowe (oraz odpowiedzi). Temat covida w ogóle nie wypłynął, jakby nie było obecne w naszym życiu. Może też się starzejemy, że kończymy przed północą. Na obronę warto jednak zaznaczyć, że zaczęliśmy pić wczesnym popołudniem.

Zostałem ze znajomym, razem zaczęliśmy marsz w kierunku dworca. Padał ostry deszcz, w plecaku zaczęły mi moknąć kupione gazety i słuchawki. Knajpy otwarte i nie widzę specjalnej różnicy między tym, co widziałem wtedy, a tym, co miało miejsce rok wcześniej. Centrum Warszawy o 12 w nocy wyglądało, jakby noc dopiero się zaczynała – światła i samochody rozświetlają wszystko, mgła opada powoli i zasłania iglicę Pałacu Kultury. Woda leje się z dachu Złotych Tarasów, na dworcu bezdomny je frytki se śmietnika. Inny o wyglądzie narkomana na głodzie prosi mnie, żebym kupił mu frytki. Potem w restauracji podczas korzystanie z toalety mija mnie bez skrępowania z uśmiechem na ustach (i maseczce). Czuję ogromne zmęczenie i po prostu układam głowę na stoliku, wymieniając 10 minut życia na lekkie oprzytomnienie, gdy znajomy mnie pilnuje. Oglądam serial do drugiej, gdy mam pociąg z przesiadką. Ten jednak się spóźnia. Człowiek obok mnie oddalony o cztery metry komentuje sytuację do nikogo, czyli do mnie. Nie reaguję, czytam zmoczoną gazetę i czekam – no co zrobisz? Tyle się nasłuchałem o spóźnieniach pociągów, a to pierwszy raz, jak mnie to spotyka od 2015 roku, jak zacząłem nimi jeździć.

W przedziale pod oknem małżeństwo siedzi z nogami na siedzeniach i bez butów. Naprzeciw mnie siedzi młody człowiek – albo robi zdjęcie moim kolanom, albo usiłuje zrobić selfie przy słabym świetle i w czapce. Jego bagaż zajął dostęp do dwóch następnych miejsc (w tym do mojego). Jako jedyny w tej grupie siedzę wyprostowany i nie zajmuję miejsca, które nie jest moje. Konduktorce mówię, że mogę nie zdążyć na przesiadkę w związku ze spóźnieniem pociągu liczącym 35 minut – a ona mówi, że jakby co, to da tamtym znać, żeby na mnie poczekali. Później inny konduktor będzie roznosił buteleczki wody źródlanej za darmo. Małżeństwo pod oknem zasłoniło okno, żebym nie widział przystanku, na którym się zatrzymamy – chcą spać. Czytałem gazetę, więc zapytałem, czy im zgasić światło – ona spojrzała na mnie, jakby była obrażona za sam fakt, że wymagam od nich przyznania, że istnieję. Nic nie mówi, idzie spać. Odkładam gazetę i oglądam serial przy świetle. Przesiadka odbywa się bez komplikacji – u konduktorki kupuję bilet i mam cały wagon dla siebie.

O szóstej rano kończę podróż pociągiem. O siódmej podjeżdża bud i jadę do swojego miasta. Jestem tam o 8:30 i idę spać. Miałem spać trzy godziny, ale najpierw znajomy pisze do mnie, czy bezpiecznie dotarłem.

Chciałbym, żeby było warto.

https://tidal.com/browse/track/51516069