Dym („Smoke”, 1995)

Dym („Smoke”, 1995)

19/12/2017 Uncategorized 0
smoke poster
Wayne Wang & Paul Auster
Harvey Keitel & William Hurt & Harold Perrineau & Forest Whitaker
Dym papierosów & Róg na ulicy własnego wszechświata

Ludzie między ludźmi, między którymi warto zwolnić. To może być nie-świąteczny świąteczny film, którego szukacie.

Tytuł filmu wziął się od opowieści o człowieku, który postanowił zważyć dym papierosowy. Najpierw więc zmierzył ciężar papierosa, a następnie ostrożnie strzepywał popiół podczas palenia go. Odjął od siebie te dwie wartości i wyszło mu coś co wziął za ciężar dymu.

Historia ta jest opowiedziana już na samym początku i od tego, na ile ją zrozumiecie i co z niej wyniesiecie zależy, jak odbierzecie cały film. Nie jest to kino dialogu albo kino analogiczne, chociaż składa się z rozdziałów, każdy ma innych bohaterów a akcja opiera się przeważnie na rozmowach między nimi. „Dym” jest kinem momentu, na dodatek opowiada o ludziach w sposób od którego widownia mogła już odwyknąć. W tym filmie usłyszymy historie niezwykłe i niecodzienne. Te z gatunku „już zamykałem sklep, kiedy przyszedł spóźniony klient” – oczywiście, że coś z tego wyniknie. Coś, co w każdym innym momencie nie miałoby miejsca. Do tego kolejne wątki mają mocne punkty główne – na kogoś poluje gangster, ktoś inny dowiaduje się, że ma córkę (i to dorosłą). Dzisiaj jest ryzyko, że to by nie wyszło, albo mogło wydać się nienaturalne widzowi.

Ale „Dym” powstał ponad 20 lat temu, w połowie lat 90. Wtedy naturalne było, że historie powinny się zaczynać niecodziennie, opowiadać o interesujących ludziach i tak po prostu: być ciekawe. Nawet jeśli obok siebie będą wydarzenia godne wieczornych wydań wiadomości. Z czasów, w których wiadomości miały znaczenie.

Jakby tego było mało, opowieści te są wyjątkowe w jeszcze jeden sposób – nie bardzo chodzi tam o samą historię. Chodzi o moment, o dym i jego ciężar. Na koniec zostajemy z enigmatycznym i pozytywnym… Uczuciem. Przynajmniej ja tak miałem.

Chcecie więcej?

Polecam serial „Pozostawieni„. Pomijając fakt, że jest to skończone arcydzieło, bo w tym momencie najważniejsze jest jedno: obie produkcje przypominają jak fascynujące mogą być rozmowy między ludźmi. Reszta kina zabiła w pewnym momencie urok dialogu na ekranie, „Pozostawieni” to przywrócili, a „Dym” swego czasu to po prostu pokazał. Jest coś niezwykłego w postawieniu kamery przed aktorem by pozwolić mu zaprezentować kilkuminutowy monolog.