Crossfire Hurricane (2012)

Crossfire Hurricane (2012)

12/01/2018 Opinie o filmach 0
Crossfire Hurricane poster
Brett Morgan

Kolejny identyczny dokument muzyczny. Stone Roses mają, Rush ma, to i Rolling Stones też mają.

Jakiś czas temu zdefiniowałem typowy europejski film, pisząc o filmie „Ava„. Teraz więc czas na definicję typowego dokumentu muzycznego.

1) Powstaje wyłącznie dla fanów. Jeśli nie wiesz czegokolwiek o danym zespole lub artyście, któremu poświęcony jest dokument, to seans niczego nie zmieni.

2) Archiwalne nagrania koncertów i wywiadów. Narracja z OFF-u. Ta, co zawsze. Jakieś ogólniki typu „trzeba było tam być, żeby zrozumieć” albo „Nie wiem, co w nich takiego jest, ale oni to mają„. Nie ma co liczyć na to, aby dać się wypowiedzieć ludziom, którzy umieją mówić o muzyce, lepiej jest słuchać ludzi, którzy umieją tylko powiedzieć „zajebiście” na 156 różnych sposobów.

3) Montaż teledyskowy. Grunt, żeby fani mogli obejrzeć swój ulubiony zespół jak gra i śpiewa.

Nie ma tu wiele do dodania. Obejrzałem, posłuchałem, świat wygląda tak samo. Dowiedziałem się, że Mike był w więzieniu za nic, Rolling Stones nie miało pojęcia jak pisać piosenki, a gdy Brian umarł, to wszystkim było smutno. Do tego byli popularni jak zwyczaj jedzenia śniadania albo i bardziej. Nie byłem fanem zespołu, nie jestem i teraz. Nie rozumiem też ani trochę ich popularności czy czegokolwiek.

To nie jest tak, że nie lubiłem TRS wcześniej. Byli mi po prostu obojętni. Przesłuchałem prawie 10 ich płyt i nie mam wspomnienia związanego z żadną z nich. Teraz przy pisaniu włączyłem sobie „Exile” oraz „Beggers Banquet” – i są dobre. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze do nich wrócę, ale słuchało mi się ich z przyjemnością. „Crossfire...” nie miało na to najmniejszego wpływu.

Chcecie więcej?

Pearl Jam Twenty” (2011). Nic mnie ten zespół nie obchodzi, znam „Jeremy” i tyle, ale po seansie żałowałem, że podobnego filmu nie dostał zespół, który mnie interesuje. Dajcie mu szansę, serio. Ode mnie dostał pięć gwiazdek.