Broken

Broken

21/01/2014 Obyczajowy 0
Broken Poster
Tim Roth

Głównym bohaterem „Broken” jest temat. Trzeba mieć to na uwadze, bo chociaż przy okazji zostaje opowiedziana pewna historia pełna świetnych postaci, to jednak nie ona jest tu centrum. Nie oni spajają w całość wszystkie sceny.

Tematem są różne postawy dorosłych wobec ich dzieci – niekoniecznie rodziców, po prostu ludzi mających z nimi styczność, oraz co najmłodsi z nimi potem robią. Wszystko zamknięte na niewielkim osiedlu i pokazane z perspektywy Skunk, która niedługo pójdzie do pierwszej klasy. Ma starszego brata imieniem Jed, który podkrada papierosy ich opiekunce. Ona z kolei jest Polką graną przez kobietę z Bośni i Hercegowiny, nazywa się Kasia (albo jak chcą Anglicy – „Kasza”), i ma chłopaka Mike’a, który spędzając czas ze swoją dziewczyną, spędza go też ze Skunk i jej bratem. A potem okaże się, że będzie też jej nauczycielem w nowej szkole. W okolicy mieszka jeszcze starsze i łagodne małżeństwo Buckley oraz Bob Oswald, wychowujący samotnie trzy córki, pragnący je ochraniać za wszelką cenę. Zostaje jeszcze ojciec Skunk, Archie. Każda z tych postaci będzie mieć jakiś kontakt z najmłodszymi, a potem przyjmie tego konsekwencje. Wbrew pozorom z tej mieszanki powstała konkretna i zamknięta opowieść. Jej początkiem – czy aby na pewno? – zostanie napaść Oswalda na Ricka Buckleya, oskarżając go o gwałt na jednej z jego córek.

Dużo tutaj bycia dzieckiem. Zabawy, chodzenia na złomowisko, gdzie znalazło się przytulną przyczepę, pierwsze pocałunki, chodzenie do szkoły, kontakt z łobuzem, dorastanie. Spodobała mi się cała konstrukcja, szczególnie montaż skojarzeniowy. Gdy pod koniec jedna z postaci płacze, pokazywano mi wtedy pozostałych bohaterów, będących zupełnie indziej, robiących różne rzeczy. Łatwo było mi zrozumieć, że ta pierwsza postać płacze w imieniu ich wszystkich. Nie znalazłem też fałszu w całej głównej opowieści, która była i dorosła, i wykonana na poważnie. Twórcy szczerze chcieli coś osiągnąć, robiąc film o tym wszystkim. Podoba mi się różnorodność typów dorosłych, jak traktują najmłodszych, i jak to wszystko skutkowało w prawidłowy sposób, sumujący się w poważny morał. Jestem w szoku, jak wiele zaufania musieli mieć twórcy do siebie nawzajem. Do aktorów, że podołają wyzwaniu, do montażysty, że zrozumie wizję. To był trudny film!

To również taka opowieść, którą za 10 lat odbiorę z pozycji tej drugiej strony, i mam wrażenie, że wtedy będzie to inna reakcja, ale zachwyt zostanie, jaki był.

Po zastanowieniu powiem tak: brakowało mi epilogu. Pokazania, jak niektóre osoby wyewoluowały wskutek zakończenia. Czy coś się zmieniło? Zamiast tego – główny wątek zostaje zamknięty i koniec, lecą napisy końcowe.