Akademia policyjna („Police Academy”, 1984)

Akademia policyjna („Police Academy”, 1984)

24/12/2018 Opinie o filmach 0
akademia policyjna Police Academy
Steve Guttenberg & Michael Winslow & G.W. Bailey

Akademia, która z każdego zrobi policjanta. Przyjemna zabawa, chociaż nie syci.

Zaczynamy od pytania: co by się stało, gdyby w akademiach policyjnych zaprzestano określonych wymagań wobec nowych rekrutów? Teraz mogą oni mieć dowolny wzrost, wagę, prezencję, skalę głosu… Odpowiedzią jest właśnie Akademia policyjna – komedia oparta na prostym pomyśle i tłumie barwnych postaci, gdzie żart jest celem samym w sobie. Główny bohater ma na nazwisko Mahoney – wykonuje proste prace i traci je, jedna za drugą, ponieważ nie pozwala, by obrażano. W ten sposób przynajmniej traci swój ostatni etat – ląduje na posterunku, gdzie otrzymuje ultimatum: idzie do więzienia albo zapisuje się do akademii policyjnej. Właśnie zmienili przepisy i przyjmują tam każdego. Nie musi jej kończyć, ale nie może zrezygnować. Mahoney postanawia tak namieszać, żeby władze akademii wyrzuciły go jak najszybciej. Nie wie jednak, że władze mają inny plan – widząc marnej jakości narybek wśród rekrutów, postanawiają dać im wycisk, żeby sami zapragnęli zrezygnować. Nikogo nie zamierzają wyrzucić sami. W ten sposób tworzy się konflikt – kto pęknie pierwszy?

Jedyny zarzut, jaki mogę zrobić, jest taki, że oglądamy w zasadzie serię gagów. Bohater ma cel i osiąga go poprzez podejmowanie kolejnych prób z wkręceniem przełożonych. Prosta i w pewnym sensie genialna fabuła w gatunku komediowym – żarty istnieją tu same dla siebie, nie trzeba ich łączyć, budować ani dostosowywać się do zmian spowodowanych narracją. Sytuacja niemal cały czas jest taka sama, więc tylko się skupiamy na wymyślaniu żartów. Prostota konstrukcji jest wręcz onieśmielająca – cały szkielet Akademii policyjnej wygląda następująco: najpierw przedstawiamy bohatera. Znajduje się on w sytuacji, w której nie chce być, a jedynym wyjściem z niej jest tworzenie gagów. Brakuje jakichkolwiek odgórnych wskazówek, chodzi tylko o to, żeby bohater w ich trakcie zmienił zdanie i postanowił jednak zostać w sytuacji, w której się znalazł. Niespodzianka, dzieje się zupełnie inaczej! Tym samym mamy punkt kulminacyjny, w którym bohater może się wykazać. Przecież to jest marzenie autora każdej komedii – jest tu kierunek zarysowany w wystarczającym stopniu, a ilość wolności twórczej jest na granicy bycia przytłaczającą. Jest tu miejsce na każdy gag, na każdą postać, nic nie krępowało piszących scenariusz – jednocześnie też wszystko, co stworzyli, było spójne i wyraziste.

Tak, w swoim gatunku jest to arcydzieło. Pełno tu serca i prawdziwej frajdy, a powtórka po latach niczego nie zmienia. Nadal bawię się przednio, ale nie jest to seans sycący. Nie mam tak naprawdę powodu, aby jako widz pamiętać ten tytuł za coś konkretnego. Przyjemna zabawa, nic więcej.