Pół na pół („50/50”, 2011)

Pół na pół („50/50”, 2011)

09/01/2018 Uncategorized 0
50-50 poster
Michael Giacchino
Joseph Gordon-Levitt & Seth Rogen & Anna Kendrick & Anjelica Huston
Chemioterapia & Wkurzający rodzice & Dziewczyna maluje olejami

Najgorsze w zachorowaniu na raka nie jest sam rak. „Pół na pół” to film, który umie opowiadać o problemach.

Adam ma 27 lat i właśnie dowiedział się, że ma raka. Goli więc sobie głowę, jeździ do szpitala i siedzi otępiały na kanapie, przygotowując się na to, jak to wpłynie na jego związek z Rachel.

Twórcy zrozumieli jedną rzecz: robiąc film o czymś, nie można robić filmu właśnie o tym. Większość artystów tego nie rozumie, co szczególnie widać po filmach o gejach, które skupiają się niemal wyłącznie na dyskryminacji wobec homoseksualistów, zamiast pokazać swoich bohaterów jak ludzi mających takie same problemy co hetero. „50/50” opowiada o raku, ale o raku nie jest. Nie dowiesz się o szczegółach choroby, nie poznasz metod walki z nią, po seansie nie będziesz mógł zdać testu z radiologii. Prawdopodobnie nie dacie rady nawet wymówić nazwy tego, co bohater ma – ale jednocześnie film oddaje atmosferę życia kogoś, u kogo wszystko stanęło na głowie.

Pół na pół” przypomina typowe produkcje Judda Appatowa (chociaż nie ma z nim nic wspólnego!). Palenie trawki, gadanie o ssaniu penisów, improwizowane dialogi – przy tym wszystkim nie mogę mimo wszystko odmówić twórcom jednego: że wiedzieli, o czym opowiadają. Trzymają się blisko ludzi, dla ludzi też tworzą. Te filmy nie są zbyt filmowe – ot, nakręcono je poprawnie, ale operator czy montażysta raczej do żadnej szkoły nie chodzili. Umieją obsłużyć narzędzie i tyle. Nie widać jakiegoś wyraźnego scenariusza, to wciąż bardziej zbiór pomysłów na scenę, w których następnie dano aktorom wolną rękę. Większość sekwencji kończy się na tej samej nucie, na której się rozpoczęły – ich przebieg nie jest taki istotny ile to, żeby one się wydarzyły, żeby miały miejsce. Bohater rozmawia z rodzicami, ale nie prowadzi to poza obręb danej sceny – liczy się, że w ogóle do tej rozmowy doszło. W tym kryje się zresztą sekret tego typu filmów – są fajne w oglądaniu. Nie musisz lubić filmów jako języka sztuki, żeby lubić „Pół na pół„, to bezpośredni i łatwy w przyswojeniu obraz. Na ekranie dzieją się ciekawe rzeczy same w sobie, jak choćby bohater próbujący poderwać dziewczynę na łysą głowę, wyżywanie się w ogródku poprzez demolowanie przedmiotów nieożywionych albo mówienie psychologowi, że ten się chyba z kutasem na łeb zamienił.

Najważniejsze jest, że za tym wszystkim stoi głębokie zrozumienie ludzi, kręcenie o nich i dla nich. Oddanie sprawiedliwości ludziom, których spotkał pech. „Pół na pół” nie jest fabułą, bliżej tej produkcji do doświadczenia – oglądasz i rozumiesz, przez co bohater przechodzi. To nie jest film o raku, ale o tym, co jest najgorsze w byciu chorym na raka. Wszyscy zaczynają mówić te same teksty, rodzicom odpierdala, a to tylko początek, bo choroba zatacza coraz szersze kręgi i odbiera apetyt bliskim. I mają oni do tego prawo. Tu nie chodzi tylko o samego chorego. Dla niego najgorsze nie jest też sama choroba lub bliska śmierć, ale wrażenie braku kontroli nad swoim życiem, jakby przestał się liczyć. To nawet nie jest wypowiedziane na głos, to po prostu naturalnie wynika z seansu, z kolejnych scen.

Nie widzę w „Pół na pół” czegoś, do czego warto się przyczepić. Co najwyżej scenariusz ma kilka motywów bez pay-offu (wulkan, Rachel, Seth Rogan w ogóle nie ma wątku, tylko kręci się wokół i jest tym samym charyzmatycznym gościem co zawsze). To jednak nie jest film, który musi mieć takowe. Z drugiej strony, większość wątków ma dobrą puentę – brak prawa jazdy jest wręcz fantastyczny. Koniec końców – jestem naprawdę zadowolony z seansu. Ten film poprawił mi humor. Owszem, jest dosyć ponury i brunatny, ale przy tym ma dobre podejście do problemów jako takich. W całej tej produkcji, w jej wydźwięku czy konstrukcji, nie widzę za bardzo schematów lub komercji. To zaskakująco osobisty film, w sposób niemal typowo artystyczny, który mówi: „Tak powinno być„. Bo nie ma takich problemów, z którymi człowiek sobie nie poradzi.