Ranking filmów z 2017 roku w polskich kinach

Ranking filmów z 2017 roku w polskich kinach

01/01/2018 Blog 5
blade runner 2049

Witajcie! Chciałbym zaprezentować wam zestawienie moich ulubionych filmów, które gościły na ekranach kin w minionych dwunastu miesiącach.

Na podsumowanie całego roku jeszcze przyjdzie czas – tak mniej więcej na początku lutego, kiedy to będzie można uwzględnić choćby „Good Times” wchodzące na Netflixie, albo „Wonder„, który wejdzie do kin 19 stycznia. Będę też mógł wspomnieć kilka słów o tytułach, które widziałem na festiwalach filmowych („Niemiłość„). Poniższe zestawienie jest więc tylko wstępem – i tutaj też brakuje kilku pozycji, choćby „mother!” czy „Cichej nocy„, które to ominęły mnie w kinach, a jeszcze na VoD nie wyszły. Produkcje, które planuję nadrobić, znajduje się na samym dole.

Jeśli jakiś tytuł nie znalazł się, ale uważacie, że na to zasługuje – napiszcie mi o tym. Prawdopodobnie jednak już go widziałem – poszukacie w zakładce 2017 roku albo skorzystajcie z wyszukiwarki na stronie głównej.

Poniższa lista zawiera zdecydowanie dobre rzeczy, to był udany rok. Niemniej, drobny zawód czuję na myśl, że poniższa lista była gotowa w dużym stopniu już na początku roku. Sześć z poniższych tytułów widziałem na Nowych Horyzontach 2016 (!), „Serce z kamienia” widziałem krótko potem dzięki inicjatywie Scope 100, trzy następne tytuły wyszły na polski rynek w styczniu 2017. Od tamtego czasu na listę dostało się jedynie pięć produkcji. Oczywiście, każdy z nich jest skarbem, a co dopiero aż pięć takowych – wina jest po mojej stronie, bo zbytnio poczułem się rozpieszczony po 2016 roku, który dostarczył tyle perełek, że mógłbym się ograniczyć tylko do polskiego kina, a i tak miałbym solidny Top 10.

Dlatego nie traktujcie poniższego zestawienia jako ostatecznego. Ten dopiero przyjdzie i to on odda sprawiedliwość, godnie reprezentując mijający rok. Tymczasem zapraszam do zaznajomienia się z poniższym zestawieniem:

Top 15 najlepszych filmów 2017 roku wg polskiej daty premiery

Singapur zachęca ludzi, by ci przemyśleli jeszcze raz temat kary śmierci. Zniuansowana i wysublimowana opowieść od reżyserów i scenarzystów będących przeciw karze śmierci, starający się przebić do świadomości społeczeństwa mającego inne poglądy.

Opowieść o kobiecie, która miała takie beznadziejne życie (bili ją, wyszydzali, była samotna), że postanowiła to odreagować, rozjeżdżając 20 ludzi ciężarówką i domagała się za to kary śmierci. Cały film jest fabularną opowieścią o tej postaci. Twórców interesowała samotność i krzywda, jaką jej wyrządzono, oraz to, iż zdecydowała się akurat na to, co zrobiła.

I to jest doskonały film, trzeba przyznać. Już sam tytuł zasługuje na uznanie, za swoją wieloznaczność. Z jednej strony odnosi się on standardowo do głównego motywu obrazu, czyli bohatera imieniem Kevin, w którego ciele mieszczą się kolejne 23 osobowości. Dowodzi nimi Berry, który jednak stracił tę kontrolę na rzecz Dennisa i Patricii, którzy doprowadzają do porwania trzech dziewczyn. Idziemy dalej: film dzieli się na jeszcze dwa kolejne wątki: jeden dotyczy pani psycholog która sprawuje opiekę nad Berrym i bada zjawisko rozszczepionej osobowości. Drugi opowiada dzieciństwo porwanej dziewczyny (czy aby na pewno?).

Film-eksperyment. Aktorzy przyszli do reżysera, mając już gotowe postaci, ale nie mieli historii. Ten z kolei wymyślił sobie, że wszystkie sceny będzie nagrywać tylko raz, bez dubli. Zamknęli się w mieszkaniu na dwa tygodnie i zaczęli kręcić bez większego scenariusza, po prostu pozwolili swoim bohaterom „żyć”. Potem zaczął się montaż, gdy próbowali z tego zrobić produkcję „o czymś”. Wiele wątków drugoplanowych poszło do kosza, podobnie losów postaci. Na pierwszy plan wyszedł temat aborcji i dwójki kochanków posiadających dziecko, którego nie do końca chcą zachować. Co z tego wyszło? Znakomity tytuł, ot co.

Mamy tutaj opowieść o spotkaniu rodzinnym, do którego dochodzi, gdy liczna familia zbiera się na stypie. Kłócą się, jest harmider, cały czas dochodzi do jakiegoś nieoczekiwanego zwrotu akcji. „Sierenevada” zapewne spełnia tu rolę demaskacji rumuńskiego społeczeństwa, które nie może zakopać topora wojennego nawet na stypie. Za to gwiazdka w górę.

Siedem osób w średnim wieku spotyka się na kolacji. W trakcie rozmowy pojawia się temat prywatności i tego, że nikt nie ma nic do ukrycia. A więc zaczynają grę, polegającą na tym, że kładą swoje telefony na stole i gdy do kogoś przyjdzie wiadomość albo połączenie, to wszyscy się z nim zaznajamiają. Na najbliższe kilka godzin nie ma żadnych tajemnic w tej grupie ludzi znających się od lat.

W ten film włożono dużo wysiłku, i takie kino właśnie wielbię. Jest kreatywność i otwarty umysł w tym obrazie.

Strasznie polaryzujący tytuł. Z jednej strony wiele rzeczy robi okropnie. Z drugiej – to co robi dobrze, robi NAPRAWDĘ dobrze. Finał oglądałem z ciężkim sercem.

Pastwiska Irlandii, gdzie nie ma nawet zasięgu telefonicznego. Skromna rodzina zatrudnia młodego człowieka do pomocy na farmie. Cenię sobie ten tytuł już za samo to, że chociaż opowiada o gejach, to jest wyzbyty wątków dyskryminacji. Czekałem, aż coś takiego się pojawi, ale tego nie dostałem wcześniej. Dla twórców homoseksualiści to po prostu ludzie, którzy mogą mieć normalne problemy w życiu – takie jak samotność, problemy z poczuciem własnej wartości czy podejmowanie trudnych, życiowych wyborów. Nie mogę napisać, aby był to film przełomowy, ale to, co robi, robi dobrze. Opowieść potraktowana jest delikatnie i ze szczyptą optymizmu do życia. Jest w tym filmie przekonanie o tym, że przyszliśmy na ten świat, aby czuć szczęście. Widok pary głównych bohaterów przytulnych na tle deszczowej Irlandzkiej zieleni i kilku owiec – czego chcieć więcej? Chyba tylko głównego bohatera o aparycji Billy’ego Elliota i głosie Toma Hardy, ale to też tu jest.

Główny bohater jest już stary. Opiekuje się dawnym przyjacielem i chcę zamieszkać na łódce. Ale jest mutantem, więc ktoś znowu pakuje go w kłopoty i nasz bohater musi uciekać razem z małą dziewczynką przed ludźmi, którzy chcą jej zrobić krzywdę. Byłem zdziwiony, gdy ten film premierował w Berlinie, ale zaskakująco pasuje on do takiego miejsca jak festiwal filmowy. „Logan” jest poważny i dojrzały, w stylistyce jak i podejmowanych tematach – starość, umieranie, egzystencja bez celu i własnego miejsca. Przy tym umie zabrać widza w tą beznadziejną podróż bez wywoływania u niego chęci aby przerwać seans – i osiąga to pomimo braku nadziei. Wiemy, że na końcu podróży nie znajdziemy zbawienia, bo takie sztuczki są poza zasięgiem tego wszechświata… A i tak jedziemy.

Już po pierwszym kadrze widać, że jesteśmy świadkami wyjątkowego filmu – oto kamera krąży nad żołnierzami, maszerującymi przez las, pokazując ich od tyłu. Tak naprawdę widzimy tylko ich kaski i napisy, które tam mają, przypominając nam o klasykach kina wojennego.

Znakomita kontynuacja. Zachowuje niepowtarzalny styl, adaptuje go na swoje użycie, do tego skrywa kawałek fascynującego sci-fi, chociaż mógłby go trochę bardziej odkryć. Dziękuję.

Eksperyment, który stał się filmem. Sukces na każdym poziomie.

Piękny film o relacji człowieka z rybą. Islandia i świat młodych ludzi, wyjęty chyba z lat 80. lub 90. Historia jest tutaj śladowa, a seans nastawiony jest przede wszystkim na poznawanie życie przez postaci na ekranie. Najistotniejszy jest aspekt seksualny i odkrywanie powoli tej nowej strony życia – zdawanie sobie sprawy z tego, że dotknięcie czyjejś twarzy wywołuje nieznane i niespotykane reakcje w nas samych.

Lee Chandler pracuje jako dozorca. Prowadzi monotonne życie, z którego wyrywa go jeden telefon – bohater natychmiast opuszcza miasto, by wrócić do brata. Ten jednak umiera, zanim zdążyli się spotkać. Teraz pozostaje dokończyć wszystkie sprawy i dopełnić ostatnią wolę zmarłego. Poznawaniu losu Chandlera towarzyszył mi nieustający dołek. Tutaj są zdarzenia, które zostawiają blizny na całe życie, a ogólna wymowa jest taka, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Są rzeczy, które nigdy nie zostaną naprawione, a ból nigdy nie zniknie. Najbardziej dojrzały obraz ostatnich lat.

Wciąż przede mną seans następujących tytułów (13): „A Ghost Story„, „Obdarowani„, „Aquarius„, „King Arthur„, „My Life as a Zucchini„. „Personal Shopper„, „American Honey„, „Power Rangers„, „Lekarstwo na życie„, „mother!„, „Coco„, „Cicha noc„, „Morderstwo w Orient Expressie„. W większości czekają, aż będą dostępne na VoD. Dajcie mi znać, gdy to nastąpi.

BONUS

W ramach bonusu 10 najgorszych premier. Co prawda nie widziałem żadnego słynnego złego filmu („Grey…„, „Emoji…„, Bye Bye Man„), ale widziałem inne, które miały pozytywne recenzje i dzięki temu znalazły się poniżej:
 
Miejsce 10: The Florida Project (2017) Ładnie wyreżyserowane, zagrane, zmontowane, ale puste jak tylko się dało.
Miejsce 9To przychodzi po zmroku („It Comes at Night”, 2017) W sumie nie wiem, co gorsze. Jak nic się w horrorze nie dzieje, czy jak dzieją się same głupoty?
Miejsce 8Śmierć Ludwika XIV / La mort de Louis XIV (2016) Prezentacja ostatnich chwil życia Króla Słońce… Bez jednoczesnego robienia z tym czegokolwiek.
Miejsce 7John Wick 2 (2017) Tak w sumie to nie wiem, czemu robią te filmy akurat o Johnie, skoro to najsłabsza postać w uniwersum.
Miejsce 6Mięso (2016) Film do śmieszkowania po seansie i to tyle.

Miejsce 5: The Square (2017) Satyra na intelektualistów pozbawiona z grubsza fabuły lub głównego bohatera, ale też dobrego smaku, głębi oraz subtelności.
Miejsce 4: LEGO® BATMAN: FILM (2017) Mroczny Rycerz w wersji z Disney Channel. Po co?
Miejsce 3: Dzikie róże (2017) Problemy pierwszego świata powodem, żeby rujnować życie innym. Obraza dla każdej dojrzałej osoby wśród widowni.
Miejsce 2: Ptaki śpiewają w Kigali (2017) Tu można każdą scenę analizować i omawiać, dlaczego ta produkcja po prostu nie działa…
Miejsce 1: Captain Fantastic (2016) Najgorszy film roku. Mówi przez dwie godziny na każdy możliwy temat, o żadnym nie ma najmniejszego pojęcia.

W 2017 roku widziałem póki co 48 polskich premier. Planuję jeszcze 13 następnych obejrzeć. Przede mną jeszcze podsumowanie serialowe roku. A potem już tylko zestawienie najlepszych filmów roku.