Krótko o tytułach z 1957 roku

Krótko o tytułach z 1957 roku

07/10/2018 Opinie o filmach 0

Krótko o tytułach wyprodukowanych w 1957 roku, o którym miałem potrzebę napisać tylko jeden akapit zamiast pełnej recenzji.

★★★★★

Intrygujący krótki metraż dokumentalny o dorastającym pokoleniu. Nieco ponad dekada minęła względem wojny, a młodzi już mają problem z życiem. Nie umieją się odnaleźć, są apatyczni, nie wierzą w wartości dostarczane im z góry. A skoro są tylko jedne właściwe wartości, to ich ucieczka trafia w pustkę. Wypowiadają przy tym zdania zbyt nam bliskie, chociaż są odległe o ponad 60 lat. W życiu trzeba nauczyć się kombinować to jedno z nich. Mówimy przecież o ludziach w większości urodzonych w trakcie drugiej wojny światowej. Mówimy też o dokumencie, który miał być zaakceptowany przez rząd – stąd rozdzielenie obrazu i dźwięku. W tej drugiej dominuje narrator, który moralizatorsko góruje nad bohaterami. Wyraża on żal i zaniepokojenie, że młode pokolenie odstaje od misji narodu, że nie chce budować wspólnego dobra. Łatwo jest jednak przez to przejrzeć i zobaczyć obraz bez narzuconego kontekstu. Nawet on jednak sprytnie mówi prawdę: nowe pokolenie faktycznie odstaje, faktycznie jest apatyczne, faktycznie nie chce budować wspólnego dobra. To wszystko to są fakty, a ich ocena lub wnioski z nich płynące można odrzucić. To naprawdę sprytny zabieg. Najbardziej w tym wszystkim uderza ostanie zdanie, w którym między wierszami usłyszałem oskarżenie władzy za stworzenie takiego pokolenia, doprowadzenie młodych ludzi do takich wierzeń, jakie właśnie zaczęli wyznawać. I nie przestali przez wiele następnych dekad. Cholernie ważny dokument!

Portret alkoholizmu. Dzień z życia Kowalskiego, który postanowił, że rzuci nałóg. Akcja przebiega niemal w czasie rzeczywistym, kiedy to bohater stawia czoła kolejnym wyzwaniom: pragnieniu, przyjaciołom, jak i obcym ludziom spotkanym na ulicy. Widzą oni w nim beznadziejny przykład alkoholika, na którego można tylko splunąć i zapomnieć. Analiza tematu jest wielopoziomowa, brudna i niełatwa w oglądaniu. Język filmu i jego bohaterów to poezja i romantyczne cierpienie zamiast dobitności, bezpośredniości i otwartości. Ludzie w Pętli wszystko robią z pasją. Unoszą się gniewem, przemawiają i są agresywni wobec siebie nawzajem. Morał znamy od początku, ale istotne jest co innego: aby widz mógł dostrzec problem z innej perspektywy niż jego własna.

★★★

Poszukiwania Yeti jako wstęp do przemyślenia życia. Nie jestem przekonany. Wysoko w górach grupa mężczyzn wyrusza na wyprawę, aby odnaleźć Yeti. Człowiek śniegu, Wielka stopa, potwór. Ponoć ktoś go widział, większość nie wierzy w jego istnienie – jednak nasi bohaterowie chcą to sprawdzić. Raz, a dobrze. Poza pięknymi lokacjami (sporo otwierających ujęć pokazuje autentyczne góry), to film ten zaskakuje przede wszystkim obranym kierunkiem. Zamiast klasycznego horroru lub kina przygodowego otrzymujemy coś w stylu Coś, ale bez właściwej masakry. Bohaterowie Odrażającego… wraz z postępem w poszukiwaniach stają się swoim własnym wrogiem, popadając w szaleństwo i zadając pytanie o zasadność tego wszystkiego. Z jednej strony jest to opowieść o ułomności człowieka, z drugiej ta ułomność jest określona: Yeti – nawet bez dowodu na jego istnienie – nazywany tu jest istotą lepszą od człowieka, bo człowiek poluje na tego drugiego, żeby go zabić. Czy coś w tym stylu, tak naprawdę nie jestem do końca przekonany, co twórcy chcieli powiedzieć. Chyba tylko wzięli Petera Cushinga, a on byłby przekonujący, nawet gdyby wygłaszał współczesne obietnice wyborcze. Ogólnie więc trochę stylu i trochę chaosu. Nie jestem przekonany w którąś ze stron. Rzucić okiem warto, może kogoś zainspiruje do stworzenia ambitnego horroru?